Info

avatar


Mam na imię Tomek vel tomstar opisuję tutaj moje duże, średnie i mniejsze wyjazdy rowerowe. Jeżeli chcesz mi potowarzyszyć zapraszam do lektury i komentarzy. Pochodzę z Pleszewa, nie za dużej miejscowości w Wielkopolsce niedaleko Kalisza i Jarocina. Jeżdżę przede wszystkim po asfalcie, a wyjazdy traktuję jako wycieczkę i przygodę. Towarzyszy mi mój Giant, a w trasy staram się wyjeżdżać z przyjaciółmi.


Przejechałem już: 58685.09 kilometrów
W tym w terenie: 604.00
Moja średnia prędkość: 26.12 km/h .
Więcej o mnie.

DODAJ WPIS
PROFIL
WYLOGUJ
KANAŁ RSS

WYSZUKAJ NA BLOGU TOMSTAR

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

POWYŻEJ 200KM|

Dystans całkowity:3618.97 km (w terenie 20.00 km; 0.55%)
Czas w ruchu:139:55
Średnia prędkość:25.87 km/h
Maksymalna prędkość:63.30 km/h
Suma podjazdów:21382 m
Suma kalorii:74919 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:212.88 km i 8h 13m
Więcej statystyk
  • DST 223.71km
  • Czas 09:01
  • VAVG 24.81km/h
  • VMAX 44.26km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 5854kcal
  • Podjazdy 4891m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

No to jedziemy do Leszna

Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 · dodano: 15.08.2016 | Komentarze 0

Mamy dziś dzień wolny, nic do roboty, więc nie ma co marnować tak ładnego dnia i trzeba wyskoczyć na większy wyjazd. Planowałem pojechać do Uniejowa i Turku, ale pogoda zapowiada dziś mocny wiatr na wschód, więc cała drogę powrotną, czyli jakieś 120km mielibyśmy pod wiatr. Trzeba więc pojechać w drugą stronę. Nie byłem jeszcze w Lesznie. Wyznaczam trasę i okazuje się, że tutaj także można wykręcić idealne dwieście kilometrów, tak jak planowałem. Umawiam się z Baką na 6 rano. Lecimy na Jarocin, potem bokami na Dolsk. Strasznie nam się nie chce, jedziemy wolno, bo około 22 km/h, całą drogę gadamy i się wygłupiamy. Stwierdzam nawet, że jakoś dzisiaj nam nie idzie. Mamy pod wiatr, ale na całe szczęście od rana jest on słaby. W Dolsku robimy większą pauzę na plaży, analizujemy jeszcze drogę i lecimy na Leszno. Tutaj trochę przyspieszamy, wpadamy na drogę wojewódzką, więc dobry asfalt i można pośmigać na lemondkach. W Lesznie mamy na licznikach już 120 km. Z tego co wyliczyłem wyjdzie nam więcej niż 200 km. Odpoczywamy na rynku i jedziemy w stronę miasta Poniec. Leszno duże, duży ruch, ale mają tutaj bardzo dobre ścieżki. Także przebijamy się w miarę szybko przez miasto i wylatujemy na Pawłowice i Poniec. Ktoś odwalił tutaj kawał dobrej roboty, bo całą drogę mamy świetną, asfaltową ścieżkę, bardzo szeroką i równą. W dodatku prowadzącą przez las. Duży tutaj ruch rowerowy, ale ścieżka szeroka i można szybko lecieć. Teraz bokami kierujemy się na Krobię i Pępowo. Wiatr mamy w plecy, więc jedzie się o wiele lepiej. I dobrze, bo dziś raczej słaby dzień i mało mamy mocy. Nie wykrzesałbym za dużo siły gdybym miał dymać pod wiatr. Z Pępowa jedziemy na Pogorzelę, tam kiełbacha na stacji i teraz już bez przerwy do domu. Dojechaliśmy punktualnie o 18. Muszę przyznać, że jestem wydymany. Od samego rana nie miałem energii, ale mimo wszystko dobrze, że wyjechałem, bo zaliczyliśmy kilka nowych gmin.

Zobacz trasę w Traseo
Wschód słońca
Wschód słońca © tomstar
Na rynku w Dolsku
Na rynku w Dolsku © tomstar
Na pomoście w Dolsku
Na pomoście w Dolsku © tomstar
Baka analizuje mape
Baka analizuje mapę © tomstar
Jeioro w Dolsku
Jezioro w Dolsku © tomstar
Rynek w Lesznie
Rynek w Lesznie © tomstar
Na rynku w Lesznie
Na rynku w Lesznie © tomstar
Droga na Poniec
Droga na Poniec © tomstar
Na rynku w Krobi
Na rynku w Krobi © tomstar


  • DST 203.55km
  • Czas 07:44
  • VAVG 26.32km/h
  • VMAX 54.27km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 5682kcal
  • Podjazdy 1273m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podróż sentymentalna

Wtorek, 12 lipca 2016 · dodano: 12.07.2016 | Komentarze 3

Plany na wyjazd były na jutro. Chciałem wyskoczyć na 200km i spróbować wciągnąć w ten wyjazd Miłosza. Jednak analizując pogodę wyszło na to, że to dziś będzie najlepszy dzień na wyjazd. Bez wiatru, bez deszczu, lekkie chmury, temperatura na 20 stopni. Po prostu idealnie. Postanowiłem zatem wszystko przełożyć. Załatwiłem babcie do maludy i uszykowałem się na 6 rano. Niestety Miłosz nie mógł ze mną pojechać więc wybrałem się sam. Postanowiłem pojechać do Jeziorska. Dawno tam nie byłem, a i jest to nasza stara trasa, którą pokonałem trzy lata temu z Miłoszem. Było to wtedy nasze pierwsze 200 km. Także wyszła taka mała trasa wspominkowa. Wyjechałem o 6 rano i poleciałem na Kalisz. Udało mi się przez niego przebić w miarę sprawnie i pojechałem na Opatówek. Na całe szczęście zrobili tutaj dobrą ścieżkę rowerową i można już jechać bezpiecznie. Dojechałem do Opatówka, tutaj zrobiłem sobie pierwszą, małą przerwę. Potem odbiłem już na Rzymsko. Zaczęły się boczne drogi i zrobiło się spokojniej. Zrobiłem tylko jeszcze małą przerwę w Koźminku i bez zbędnych pauz doleciałem już na tamę w Jeziorsku. Zatrzymałem się na środku, na punkcie widokowym i zrobiłem sobie śniadanie. Zabrałem ze sobą w pudełku cztery naleśniki, które teraz ze smakiem wciągnąłem. Posiedziałem jeszcze chwilę i poleciałem dalej. Tym razem nie jechałem po terenie, wzdłuż plaży, bo rower nie jest na to przygotowany. Pojechałem asfaltem co jakiś czas dojeżdżając pod brzeg. Gdy objeżdżałem zalew zaczęło lekko kropić i w ciągu parunastu minut zaczęło padać dość mocno. Niestety pogoda się nam nie sprawdziła, ale mi to nie przeszkadzało i jechałem sobie tak w deszczu aż do samego miasta Warta. Tam na stacji chwilę odpocząłem, wytarłem się i zjadłem i wypiłem coś ciepłego. Dalej już prosta droga na Błaszki. Co jakiś czas jeszcze kropiło, ale był to raczej malutki kapuśniaczek niż deszcz. Za Błaszkami odbiłem z głównej drogi i już cały czas fajnymi bokami jechałem do Kalisza. Przebiłem się ponownie przez miasto i poleciałem w stronę domu. Musiałem jeszcze delikatnie wykręcić, bo zabrakłoby mi 6km do 200km, ale przy okazji wskoczyłem do pracy po paczkę. Jechało mi się rewelacyjnie i muszę przyznać, że nie jestem wcale tak mocno zmęczony. Nogi dały radę, więc jestem zadowolony. Genialna trasa.
Pierwsza pauza w Opatówku
Pierwsza pauza w Opatówku © tomstar
Mała pauza w Koźminku
Mała pauza w Koźminku © tomstar
Widok na zalew Jeziorsko
Widok na zalew Jeziorsko © tomstar
Na tamie w Jeziorsku
Na tamie w Jeziorsku © tomstar
Naleśniczki na tamie
Naleśniczki na tamie © tomstar
Widok z drugiej strony zalewu
Widok z drugiej strony zalewu © tomstar
Pochmurny zalew Jeziorsko
Pochmurny zalew Jeziorsko © tomstar
Boczna droga przed Kaliszem
Boczna droga przed Kaliszem © tomstar
Leśna droga przed Kaliszem
Leśna droga przed Kaliszem © tomstar


  • DST 247.27km
  • Czas 10:47
  • VAVG 22.93km/h
  • VMAX 52.56km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 6102kcal
  • Podjazdy 1781m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liberec - dzień 3

Piątek, 6 maja 2016 · dodano: 07.05.2016 | Komentarze 4

Nadszedł czas na powrót. Wstajemy o 5 rano. Ubieramy się i robimy sobie śniadanie. Jak zwykle jajecznica z kiełbasą i kawa. Zawieszamy na rowerach sakwy i szykujemy się do drogi. Od rana bardzo zimno. Mimo, że ma być dzisiaj ponad 20 stopni, to rano w górach bardzo chłodno i mgliście. Zakładamy czapki, rękawice i wiatrówki. Przebijamy się przez poranne miasto i lecimy na trasę w stronę Jawora. Jedzie się źle, bo straszny ruch i dużo tirów. Bardzo szybko się rozbieramy, bo na podjazdach szybko się rozgrzewamy. Na całe szczęście najgorsze podjazdy mamy na początku. Trzeba dojechać do Jawora, a potem będzie już dobrze. Jedziemy trasą do Bolkowa, zatrzymujemy się żeby zrobić zapasy na drogę i odbijamy na Jawor. Bardzo dobrze, bo ruch był za duży. Teraz się uspokaja i lecimy już bez przeszkód. Pogoda jest genialna, robi się coraz cieplej i przede wszystkim bez wiatru. Rafał walczy ze swoimi kolanami, nafaszerował się przeciwbólami, maściami i założył ściągacze, ale kolanka dają mu się we znaki. W Jaworze zastanawiamy się czy nie pojechać inną trasa przez Legnicę i Rawicz, bo mapa pokazuje o 30km mniej, ale nie chcemy ryzykować, bo cała droga trasą krajową i musielibyśmy przebijać się przez dwa duże miasta w sam środek dnia. Jedziemy więc tak samo jak w poprzednią stronę. Zmieniamy tylko odrobinę trasę w jednym miejscu żeby ominąć straszne dziury i kostkę. Potem już dalej na Wołów. Zatrzymujemy się znowu w Lubiążu na pauzę. Niestety kolana Rafała nie chcą współpracować i coraz bardziej bolą. Przejeżdżamy jeszcze kilka kilometrów i na jednym z podjazdów wysiadają już na amen. Rafał stwierdza, że dalsza jazda nie ma sensu, bo nabawi się jeszcze poważnej kontuzji i będzie źle. Nie chce nas także spowalniać i każe nam jechać dalej. Ma zaklepany transport, więc ktoś po niego przyjedzie, ale mimo wszystko ciężko zostawiać przyjaciela na trasie. Chwilę się naradzamy i z bólem serca podejmujemy kolejną męską decyzję. Jedziemy we trójkę dalej, a Rafał spokojnie spacerkiem dojdzie sobie do Wołowa. Transport już po niego jedzie. Mnie kolano także boli jednak nie na tyle mocno żeby przeszkadzało w jeździe, a ból się nie pogłębia, więc jest dobrze. Dojeżdżamy do Wołowa. Standardowa kiełbasa i kawa na stacji oraz zapas energetyków. Wyznaczamy sobie inną drogę do domu. Nie pojedziemy na Milicz, tylko kilka kilometrów przed nim odbijemy na Jutrosin, a do domu wrócimy przez Koźmin. Teraz lecimy już bez przygód, pogoda jest super, nastroje dopisują. Jedziemy na Żmigród, potem w stronę Milicza i odbijamy na wspomniany Jutrosin. Cały czas jesteśmy w kontakcie telefonicznym z Rafałem, który mija nas samochodem na kilka kilometrów przez Sułowem. Wiemy, że bezpiecznie jedzie już do domu. Zmęczenie daje się we znaki, kilometry robią swoje, krótkie noce i zmęczone mięśnie, ale jedziemy. Każdy myśli już o domu. Planujemy być na 22 w Pleszewie. Robimy kolejne pauzy w Jutrosinie, potem chwile przed Koźminem, w Koźminie na kawie i w Dobrzycy. Gdy zaszło słońce zrobiło się chłodno, więc ubieramy się w wiatrówki i zapalamy lampki. Do domu coraz bliżej. Gdy dojeżdżamy do Pleszewa robimy jeszcze pamiątkowa fotkę przy tablicy i każdy leci już do domu. Przy szpitalu żegnamy się z Miłoszem, a na Sienkiewicza z Adamem. O 22:10 jestem w domu. Jestem wykończony, a kolano boli. Chociaż jestem pod wrażeniem ile te nasze nogi wytrzymały na tym wyjeździe. Łącznie zrobiłem 650km przez 3 dni. W tym ponad 7000 metrów podjazdów. Ale najważniejsze, że się udało. O własnych siłach dojechaliśmy w góry, pokonaliśmy je i wróciliśmy pedałując do domu. Wielkie gratulacje dla chłopaków i szacunek za podjęcie wyzwania, bez Was na pewno bym tego nie zrobił. Jesteście wielcy!
Wschód słońca na Jelenią
Wschód słońca na Jelenią © tomstar
 Wschód słońca nad Jelenią Górą
Wschód słońca nad Jelenią Górą © tomstar
Rowery gotowe do drogi
Rowery gotowe do drogi © tomstar
Rowery w świetle wschodzącego słońca
Rowery w świetle wschodzącego słońca © tomstar
Gotowi do powrotu
Gotowi do powrotu © tomstar
Po pierwszym podjeździe, widok na Jelenią
Po pierwszym podjeździe, widok na Jelenią © tomstar
Żegnamy się z Jelenią Górą
Żegnamy się z Jelenią Górą © tomstar
Trasa na Jawor, chłopaki w pędzie
Trasa na Jawor, chłopaki w pędzie © tomstar
Widok w stronę Lubiąża
Widok w stronę Lubiąża © tomstar
Na widoczku
Na widoczku © tomstar
Opactwo cystersów
Opactwo cystersów © tomstar
Przed opactwem w Lubiążu
Przed opactwem w Lubiążu © tomstar
Widoczek za Wołowem
Widoczek za Wołowem © tomstar
Chłopaki
Chłopaki © tomstar
Na pauzie na Żmigrodem
Na pauzie na Żmigrodem © tomstar
Na pauzie
Na pauzie © tomstar
Przed Jutrosinem
Przed Jutrosinem © tomstar
Za Jutrosinem
Za Jutrosinem © tomstar
Selfik musi być
Selfik musi być © tomstar
Zachód słońca przed Koźminem
Zachód słońca przed Koźminem © tomstar
Miłosz w jeździe
Miłosz w jeździe © tomstar
I wszyscy razem
I wszyscy razem © tomstar
Jesteśmy w domu
Jesteśmy w domu © tomstar


  • DST 268.08km
  • Czas 12:02
  • VAVG 22.28km/h
  • VMAX 56.49km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Kalorie 5534kcal
  • Podjazdy 2464m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liberec - dzień 1

Środa, 4 maja 2016 · dodano: 07.05.2016 | Komentarze 0

Na dużą wyprawę rowerem za granicę szykowałem się od dawna. Były różne plany. Myślałem o Berlinie lub ewentualnie o Czechach. Już w zeszłym roku przymierzałem się do takiego dystansu, ale niestety jakoś nie wypaliło. Na całe szczęście w tym roku już nic nie stało na przeszkodzie. W dodatku na wyjazd chętni byli także Adam, Miłosz i Rafał. Plan był na trzy dni. Mieliśmy dojechać do Jeleniej Góry, drugiego dnia pojechać do Liberca i wrócić, a trzeciego dnia wrócić do domu. Załatwiłem nocleg w Jeleniej Górze i wszystko zaklepałem. Kupiliśmy sobie sakwy i wszystko co potrzebne na wyjazd. Nie pozostało nam nic innego jak pojechać. Cały długi weekend było bardzo ładnie i niestety na dzień wyjazdu pogoda miała się popsuć, a my mieliśmy jechać w deszczu. Ale oczywiście nie odpuszczamy. Spotykamy się we środę na rynku o godzinie 5. Przyjeżdża jeszcze Gajor i Mareczek żeby nas pożegnać. Jeszcze nie pada, ale niebo zasłane ciemnymi chmurami. Robimy sobie zdjęcia, żegnamy się z chłopakami i jedziemy. Od razu zaczyna kropić. Na całe szczęście wszystkie rzeczy w sakwach popakowane w torby, a same sakwy zasłonięte jeszcze przeciwdeszczówką. Jak zaczęło padać tak już nie przestało. Jedziemy powoli w stronę Krotoszyna. Tam od razu zatrzymujemy się na ciepłą kawę i hotdoga. Niestety w deszczu jedzie się bardzo źle, jesteśmy wyziębieni i nie mamy tyle mocy. Z Krotoszyna prowadzi nas Baka. Wyjeżdżamy bocznymi drogami w stronę stawów milickich, tak aby ominąć centrum miasta. Mamy tutaj bardzo ładne widoczki, choć na pewno byłyby ładniejsze gdyby świeciło słońce. Tutaj także robimy mała pauzę i jedziemy dalej, bocznymi drogami w stronę Wołowa. Oczywiście cały czas pada. Buty mam mokrutkie, a nogi zmarznięte. Na całe szczęście mamy dobre drogi i one trochę pomagają. Zdarzają się chwilę, że się odrobinę przejaśnia i gdy już cieszymy się, że nie będzie padać za chwilę zaczyna znowu. Spokojnym tempem dojeżdżamy do Wołowa. Tutaj mamy przejechane już jakieś 140km. Na stacji znowu odpoczywamy, jemy kiełbasę i pijemy kawę. Połowa drogi za nami. Teraz z każdym kilometrem będziemy mieli bliżej. Jedziemy przez Lubiąż gdzie jest bardzo ładnie położone opactwo cystersów. Tam też się na chwilę zatrzymujemy. Od pewnego czasu Rafał walczy także z kontuzją kolana, która zaczęła mu się odnawiać. Zapobiegawczo ma ściągacze i stara się oszczędzać nogi. Docieramy teraz do małych miejscowości przez które musimy przejechać aby ominąć trasę. Niestety drogi tutaj są fatalne, same dziury w wielu przypadkach kostka brukowa. Miasteczka straszne, brudne, puste i smutne. Jakoś się przez to wszystko przebijamy, przejeżdżamy nad A4 i jedziemy na Jawor. W Jaworze odpoczynek na stacji. Tutaj troszkę się dobijamy, bo wychodzi, że do Jeleniej mamy jeszcze ponad 60km. Gdy analizowaliśmy drogę na całości wychodziło nam około 250km, teraz wychodzi 270km. Nie wiemy czy to przez te boczne drogi i zakamarki, którymi jechaliśmy. W normalny dzień 60km to raczej malutki dystans, ale mając w nogach już 200 km i ciągły deszcz ta odległość wydaje się wiecznością. Na dodatek zaczynają się już góry. Przed nami mordercze podjazdy, których jest tutaj bardzo dużo. Wjeżdżamy bardzo powoli, mamy przecież na rowerach dodatkowe 40 kilogramów w sakwach. Plusem są tylko długie zjazdy, na których można odpocząć. O godzinie 20 mijamy tablicę Jelenie Góra, jednak do samego hotelu jeszcze daleko. Jedziemy przez miasto, dookoła robi się już ciemno. Znaleźliśmy jeszcze sklep, w którym kupiliśmy wszystko potrzebne na śniadanie. Do hotelu dokulaliśmy się o godzinie 21:45, cali mokrzy, zmarznięci i potwornie zmęczeni. Niestety państwo gospodarze strasznie niemili, ponieważ przyjechaliśmy później niż zapowiadaliśmy i bardzo późno musieli robić dla nas zamówioną kolację o czy nie zapomnieli powiedzieć i zwrócić nam nieładnie uwagę. No cóż... Zanim jeszcze poszliśmy na kolację wykapaliśmy się. Jak miło było założyć czyste i suche rzeczy. Chwilę jeszcze posiedzieliśmy i o 24 poszliśmy spać, bo jutro atak na Liberec.
Na starcie na rynku w Pleszewie
Na starcie na rynku w Pleszewie © tomstar
Na stacji w Krotoszynie
Na stacji w Krotoszynie © tomstar
Przerwa na stawach milickich
Przerwa na stawach milickich © tomstar
Widok na stawy
Widok na stawy © tomstar
Przerwa na pierwszych 100km
Przerwa na pierwszych 100km © tomstar
Posiłek na pauzie
Posiłek na pauzie © tomstar
Na stacji w Wołowie
Na stacji w Wołowie © tomstar
Opactwo cystersów w Lubiążu
Opactwo cystersów w Lubiążu © tomstar
Widok na opactwo
Widok na opactwo © tomstar
Ruiny fabryki w Malczycach
Ruiny fabryki w Malczycach © tomstar
W ponurych Malczycach
W ponurych Malczycach © tomstar
Widok na A4
Widok na A4 © tomstar
Pauza nad A4
Pauza nad A4 © tomstar
Zaczynają się góry
Zaczynają się góry © tomstar
Pauza za Jaworem
Pauza za Jaworem © tomstar
Jeden z pierwszych trudnych podjazdów
Jeden z pierwszych trudnych podjazdów © tomstar
Na hotelu po kolacji
Na hotelu po kolacji © tomstar


  • DST 203.09km
  • Czas 08:05
  • VAVG 25.12km/h
  • VMAX 49.92km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 5531kcal
  • Podjazdy 704m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzecia wyprawa do Lichenia

Sobota, 29 sierpnia 2015 · dodano: 29.08.2015 | Komentarze 3

Już tradycją stało się, aby w ostatni weekend sierpnia jechać do Lichenia. Tak sobie wymyśliliśmy, że na zakończenie sezonu letniego akurat pojedziemy do Lichenia. Co roku zbiera się coraz więcej osób, a i dystans trochę rośnie. Tym razem wyznaczyliśmy sobie trasę trochę okrężną, żeby wyszło nam 200km. Umawiamy się więc jak zwykle na 4 rano na rynku. Przyjeżdża Gajor, potem Maciej i Miłosz. Zanim jednak ruszymy mamy małą uroczystość. Z tego względu, że Maciej zawsze z nami jeździ, a i jest rzecz jasna w teamie, sprezentowaliśmy mu koszulę z naszym logo. Dziś rano przed wyjazdem nastąpiło oficjalne wręczenie. Oczywiście Maciej zaraz przebrał się w nową koszulkę i ruszyliśmy. Jedziemy na Chocz żeby po drodze zabrać jeszcze Wojtka i jego kolegę Przemka. Dołączyli prze Choczem i razem w szóstkę ruszyliśmy już w drogę. Jedziemy na Zagórów i potem na Słupcę. Tak jak ostatnio jechałem z Baką. Od rana jest trochę zimno i jest gęsta mgła dlatego odczucie chłodu jest jeszcze większe. Ale w sumie nie jest aż tak źle, bo po ponad godzinie robi się jasno i już trochę cieplej. Gdy dojeżdżamy do Słupcy słońce już jest dość wysoko aby nas rozgrzać. W Słupcy na stacji pijemy kawę i jemy kiełbasę. Potem odbijamy na boki żeby okrężną drogą objechać jezioro Konińskie, elektrownie i dojechać najpierw do Ślesina. Jedzie się rewelacyjnie, a średnia trzyma się około 27km/h. Po drodze ściągamy długie bluzy, bo jest już na prawdę ciepło. W Ślesinie mała przerwa nad jeziorem i już tylko 10km do Lichenia. W Licheniu jesteśmy trochę dłużej, odpoczywamy, robimy zdjęcia i uzupełniamy wodę. Spod bazyliki jedziemy jeszcze na plażę. Tutaj mamy na liczniku 100km. Teraz wracamy przez Konin i stałą trasą do domu. Przebijamy się przez miasto i kierujemy znaną nam drogą na Grodziec. Tutaj musimy trochę wykręcić i pojechać z powrotem do Gizałek, potem znowu na Chocz żeby dobić trochę kilometrów, bo zabrakłoby nam do pełnych 200km. Lecimy bokami na Pleszew i jeszcze mała rundka przez miasto. Na liczniku bezpieczne 203km. Pod koniec zaczął wiać już lekki wiaterek, który trochę przeszkadzał, ale daliśmy radę i oficjalne zakończenie sezonu zaliczone. Mam nadzieję, że mimo wszystko we wrześniu będzie jeszcze ciepło żeby można było ponabijać jeszcze kilometrów. Dzięki chłopaki za wyprawę.



Maciej oficjalnie otrzymuje koszulkę teamową
Maciej oficjalnie otrzymuje koszulkę teamową © tomstar
Maciej i chłopaki z koszulką
Maciej i chłopaki z koszulką © tomstar
Przygotowanie do wyjazdu
Przygotowanie do wyjazdu © tomstar
Pauza przez Zagórowem
Pauza przez Zagórowem © tomstar
Kawa i kiełbacha w Słupcy
Kawa i kiełbacha w Słupcy © tomstar
Nad jeziorem w Ślesinie
Nad jeziorem w Ślesinie © tomstar
Przed Bazyliką w Licheniu
Przed Bazyliką w Licheniu © tomstar
Bazylika w Licheniu
Bazylika w Licheniu © tomstar
Giant w Licheniu
Giant w Licheniu © tomstar
Domer Bike Team
Domer Bike Team © tomstar
Jezioro w Licheniu
Jezioro w Licheniu © tomstar
Słitaśna focia musi być
Słitaśna focia musi być © tomstar
Na przewrie w Koninie
Na przewrie w Koninie © tomstar
W lesie za Grodźcem
W lesie za Grodźcem © tomstar


  • DST 202.94km
  • Czas 08:32
  • VAVG 23.78km/h
  • VMAX 40.36km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 4566kcal
  • Podjazdy 1081m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gniezno nocą

Sobota, 22 sierpnia 2015 · dodano: 22.08.2015 | Komentarze 2

Już ostatnio mówiłem, że drugi raz na nocną wyprawę nie pojadę. Minęło raptem dwa tygodnie, a ja znowu szykuję się na całonocny wyjazd. Ty razem dał się namówić Miłosz, aby mi towarzyszyć. Trasa jest dłuższa, bo chcemy zaatakować Gniezno. Planowany dystans to 200km. Umawiamy się na 20.00 u mnie. Noc ma być już chłodniejsza, więc pod koszulkę zakładam bluzę termoaktywną, a do plecaka wędruje wiatrówka. Wyjeżdżamy gdy jest jeszcze jasno. Kierujemy się na Chocz, stamtąd na Gizałki i Zagórów. Jedzie się bardzo dobrze, mamy ładną średnią, a i humory i chęci dopisują. W Zagórowie robimy małą pauzę. Potem kierujemy się na Słupcę. Tam mamy zamiar napić się ciepłej kawy i coś zjeść. W Słupcy jesteśmy koło 23. Niestety nie ma tu Orlenu i trafiamy na jakąś dziwną stację, gdzie ciepła jest tylko jedna parówka, a kawa jakaś niedorobiona. Z niechęcią kupujemy to co mają i jedziemy dalej na Powidz. Lecimy przez Strzałków, potem na dziesięciokilometrową drogę dookoła jednostki zbudowaną z betonowych płyt. Ten odcinek był dość męczący, bo cały czas trzęsie rowerem. Dojeżdżamy powoli do Powidza, wykręcamy na plaże i chwilę tam odpoczywamy. Niestety jest bardzo ciemno, a moim głupolowatym aparatem nie robi się dobrych zdjęć, tym bardziej, że mam potrzaskany monitor. Dalej kierujemy się na Witkowo i Gniezno. W Gnieźnie jesteśmy około 1 w nocy. Miasto jeszcze żyje, lokale są pełne ludzi i dookoła gra muzyka. Robimy zdjęcia na rynku i zjeżdżamy w kierunku Bazyliki. Niestety nie jest ona dziś oświetlona, więc nie można zrobić dobrych zdjęć. Niestety zrobiło się bardzo zimno, łapie nas zmęczenie i zaczyna się jechać dość ciężko. Teraz kierujemy się bokami, tak aby nie jechać główną drogą. Jedziemy na Czerniejewo, Nekle i Miłosław. Cały czas jakimiś zadupiami, gdzie nie ma świateł na drogach, nie jeżdżą auta, a drogi raczej niewygodne. Doskwiera nam zimno, chociaż niby nie jest, aż tak źle. Jednak licznik pokazuje 10 stopni. Drugą złą wiadomością jest to,że nie możemy znaleźć stacji, a te które mijamy są pozamykane. Ciepła kawa uratowała by nam życie. Kończą się też batony i zaczynamy robić się głodni. Jedziemy praktycznie od stacji do stacji z nadzieją, że kolejna będzie otwarta. Tym sposobem dojeżdżamy aż do Gizałek. Ostatnia stacja także zamknięta, więc nie pozostaje nam nic innego jak jechać już do domu. Wstaje słońce, więc robi się coraz przyjemniej, choć nadal zimno. Do domu dokulaliśmy się o 6.30 rano. Nogi mam zmarznięte i twarde jak kamień, jest mi zimno i jestem cholernie zmęczony. Ten wyjazd nijak nie ma porównania z wyjazdem do Lichenia gdzie temperatura w nocy nie spadła poniżej 22 stopni. Ta nocka dała nam  w kość, ale wygraliśmy choć byliśmy bliscy polegnięcia. Przekrój temperatur od 20 stopni na wyjeździe do 10 gdzieś nad ranem. Teraz wyjazdy już na prawdę tylko w dzień, bo noce są za zimne. Szacun dla Miłosza i wielkie dzięki za towarzystwo, bo miał nie jechać, a dał się namówić. Ale w końcu jest pierwsze 200 km w tym sezonie.
Zachód słońca za Pleszewem
Zachód słońca za Pleszewem © tomstar
Na pauzie w Zagórowie
Na pauzie w Zagórowie © tomstar
Przejazd na autostradą
Przejazd na autostradą © tomstar
Tam gdzieś jest jezioro powidzkie
Tam gdzieś jest jezioro powidzkie © tomstar
Rynek w Gnieźnie
Rynek w Gnieźnie © tomstar
Aleja w kierunku Bazyliki w Gnieźnie
Aleja w kierunku Bazyliki w Gnieźnie © tomstar
Pauza w Czerniejewie
Pauza w Czerniejewie © tomstar
Dziwna wieża gdzieś na wsi
Dziwna wieża gdzieś na wsi © tomstar
Na stacji w Gizałkach
Na stacji w Gizałkach © tomstar
W Gizałkach
W Gizałkach © tomstar



  • DST 204.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 08:52
  • VAVG 23.01km/h
  • VMAX 43.84km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 5258kcal
  • Podjazdy 1856m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100-V
  • Aktywność Jazda na rowerze

Operacja Jeziorsko czyli 200km w nogi

Środa, 21 sierpnia 2013 · dodano: 21.08.2013 | Komentarze 6

W końcu się udało. Wstaję rano, patrzę przez okno i jest dość ładnie. Prognozy wczoraj mówiły o słonecznym niebie bez chmur. Niestety te prognozy można było schować między bajki, bo choć nie padało niebo cały czas było zasłonięte ciemnymi chmurami. Umawiam się z Miłoszem na 6.30 i wyruszamy. Jedziemy na tamę na jeziorze Jeziorsko, mamy tam 85km. Po za tym chcemy objechać jezioro i zrobić w sumie trasę 200km. Droga do Jeziorska przebiega nam bardzo spokojnie. Za Opatówkiem ruszył się trochę wiatr, który utrudniał jazdę. Chyba wchodzimy w taką porę roku, że deszcz albo wiatr będzie nieodzownym kompanem wyjazdów. Na tamie kilka fotek i dłuższy odpoczynek. Potem zjeżdżamy z drogi i jedziemy dookoła jeziora przez teren i dzikie plaże. Okolica piękna, żeby nie powiedzieć przepiękna. Świetne ścieżki, plaże i skarpy. Wszystko pół dzikie i nieopanowane przez człowieka. Praktycznie co chwila można by robić świetne zdjęcia. Objeżdżamy tak mniej więcej połowę jeziora, potem wbijamy już na drogi asfaltowe i już spokojnie dojeżdżamy do Warty z drugiej strony jeziora. Tam odpoczynek i czas na drogę do domu. Kierujemy się bokami do Błaszek i potem do Kalisza przez okoliczne wioski. Unikamy głównych dróg żeby jechało się przyjemniej. Docieramy do Kalisza od strony Szałe. Jak zwykle kawa na stacji, mały odpoczynek i ruszamy w ostatni odcinek do domu. Dojeżdżamy około 19.00, cały wyjazd trwał 12,5 godziny. Dostaliśmy ostro po tyłku i przyznaję się bez bicia, że jestem wykończony. Najbardziej bolą kolana i dupa od siodełka :) Daliśmy razem z Miłoszem rade i jestem dumny z naszego wyczynu. Rekord trasy na ten rok chyba na razie nie do pobicia. Wyprawa się udała, jestem bardzo zadowolony, szczęśliwy i zachwycony terenami w Jeziorsku. Kiedyś na pewno tam wrócę.


Takie ścieżki rowerowe są w Kaliszu © tomstar

Odpoczynek w Opatówku © tomstar

Na rynku w Koźminku © tomstar

Koźminek © tomstar

Przejazd przez tamę w Jeziorsku © tomstar

Tablica informacyjna na prakingu przy tamie © tomstar

Granica województwa, Łódzkie - trzecie do kolekcji © tomstar

Odpoczynek na środku tamy © tomstar

Zdobyliśmy Jeziorsko © tomstar

Widok na tamę © tomstar

Rzeka Warta z drugiej strony tamy © tomstar

Teren dookoła jeziora © tomstar

Zjazd na jednej ze ścieżek © tomstar

Skarpa przy jeziorze © tomstar

Piękne widoczki © tomstar

Cały w trawie :) © tomstar

Na jednej z dzikich plaż © tomstar

Przecudowne miejsca © tomstar

Mała zatoczka utworzona z kamieni © tomstar

Widoków ciąg dalszy © tomstar

Trafiliśmy za konie na wybiegu przy plaży © tomstar

Miłosz nakarmił chyba wszystkie konie :) © tomstar

Odpoczynek w Warcie © tomstar

Na tamie na Szałe w Kaliszu © tomstar

Kawa na stacji w Kaliszu © tomstar