Info

avatar


Mam na imię Tomek vel tomstar opisuję tutaj moje duże, średnie i mniejsze wyjazdy rowerowe. Jeżeli chcesz mi potowarzyszyć zapraszam do lektury i komentarzy. Pochodzę z Pleszewa, nie za dużej miejscowości w Wielkopolsce niedaleko Kalisza i Jarocina. Jeżdżę przede wszystkim po asfalcie, a wyjazdy traktuję jako wycieczkę i przygodę. Towarzyszy mi mój Giant, a w trasy staram się wyjeżdżać z przyjaciółmi.


Przejechałem już: 63213.04 kilometrów
W tym w terenie: 604.00
Moja średnia prędkość: 26.30 km/h .
Więcej o mnie.

DODAJ WPIS
PROFIL
WYLOGUJ
KANAŁ RSS

WYSZUKAJ NA BLOGU TOMSTAR

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

POWYŻEJ 100KM|

Dystans całkowity:26722.52 km (w terenie 100.00 km; 0.37%)
Czas w ruchu:999:31
Średnia prędkość:26.74 km/h
Maksymalna prędkość:68.60 km/h
Suma podjazdów:119726 m
Suma kalorii:543819 kcal
Liczba aktywności:234
Średnio na aktywność:114.20 km i 4h 16m
Więcej statystyk
  • DST 135.29km
  • Czas 06:25
  • VAVG 21.08km/h
  • VMAX 54.93km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 3128kcal
  • Podjazdy 3324m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liberec - dzień 2

Czwartek, 5 maja 2016 · dodano: 07.05.2016 | Komentarze 2

Plan na dziś - zdobyć Liberec. Mieliśmy wstać o 5 rano i o 6 wyruszyć, ale wiedzieliśmy, że po wczorajszym dniu będzie to raczej niemożliwe. Wstaliśmy spokojnie o 6 rano. Powoli się ogarnęliśmy, zrobiliśmy sobie jajecznicę z kiełbasą i kawę, a potem poszliśmy wyczyścić rowery. Sakwy mieliśmy w pokoju, więc dziś powinno się jechać lżej. Po wczorajszym dniu były strasznie ubłocone. Trzeba było wyczyścić ramy, przetrzeć łańcuchy i wszystko porządnie nasmarować. Gdy rowerki gotowe poszliśmy się uszykować. Na całe szczęście dziś ma nie padać. Od rana jeszcze chłodno i chmury, ale pogoda jest bardzo przyjemna. Bierzemy wiatrówki, batony i wodę. Wyjeżdżamy dopiero chwilę po 8. Kierujemy się w stronę Szklarskiej Poręby i dalej do granicy państwa. I od razu zaczynają się podjazdy. Byliśmy na to przygotowani, jednak mimo wszystko, dla nas rowerzystów nizinnych, takie góry to wielkie wyzwanie. Chyba nic nie było w stanie nas przygotować na taką wspinaczkę. Wysiłek rekompensują nam przecudowne widoki. Piękne lasy, potoki i skały. Jedziemy bardzo powoli, ale do przodu. Często się zatrzymujemy żeby zrobić zdjęcia i przy okazji chwilę odpocząć. Dojeżdżamy do Szklarskiej, odpoczywamy chwilę dłużej i wspinamy się dalej. Bardzo, bardzo powoli dokulaliśmy się do granicy. Podjazd od hotelu do tego miejsca miał 20km! Cały czas się wspinaliśmy. Jechaliśmy pod górę nieustannie przez 20km. Szok. Na granicy dopiero widzimy, że droga prowadzi w dół. Oczywiście tutaj się zatrzymujemy żeby uwiecznić chwilę przekroczenia rowerami granicy. Pstrykamy fotki pod polską i czeską tablicą. Wsiadamy na rowery i dzida w dół. Zjazd jest rewelacyjny. Na liczniku od razu prędkość 50-60km/h. Jednak trzeba uważać, bo ruch duży i co chwila zdradzieckie zakręty. Palce cały czas w gotowości na hamulcach. Tym bardzo długim zjazdem dojeżdżamy praktycznie do samego Harrachova. Zatrzymujemy się przy potoku i wysokim moście, robimy fotę i jedziemy dalej. Zaczyna się kolejny duży podjazd. Może nie jest taki długi ale o wiele bardziej stromy. Niestety w połowie Miłosz stwierdza, że jest już wykończony. Ledwo co wjeżdżamy na szczyt. Tutaj robimy naradę. Niestety Miłosz stwierdza, że do Liberca nie dojedzie. Mamy przed sobą jeszcze 40km, ale oczywiście trzeba jeszcze wrócić. Męska decyzja. Wojtek postanawia wrócić z Miłoszem do Harrachova, odpocząć tam, pozwiedzać i wrócić do domu. Zdrowy rozsądek zwycięża, bo zmęczenie i możliwość złapania poważniej kontuzji może zniszczyć plany i skomplikować powrót. Ja z Baką jedziemy dalej. Żegnamy się i ruszamy. Duży podjazd okazał się ostatnim takim w drodze do Liberca. Mamy piękną serpentynę na dół aż do samego Jablonca, a potem tylko spokojne, krótkie podjazdy. W Jabloncu robimy zakupy na stacji. Mimo bariery językowej spokojnie się dogadujemy. Czesi są bardzo mili i serdeczni. Po drodze mijamy wielu rowerzystów, którzy nas pozdrawiają czeskim "Ahoj". Ruszamy, omijamy główną drogę i bokiem kierujemy się na Liberec. Dojeżdżamy do niego zaskakująco szybko, bo aż zdziwiliśmy się gdy minęliśmy tablicę miasta. Zatrzymaliśmy się i zawróciliśmy żeby zrobić sobie zdjęcie. Teraz zaczyna się ruchliwe miasto, światła, tramwaje i auta. Jedziemy prosto, główną drogą i kierujemy się po znakach do centrum. Trochę kluczymy po Libercu i gdy już stwierdzamy, że zrobimy sobie zdjęcie byle gdzie i wracamy, trafiamy na starówkę. Wjeżdżamy na przepiękny rynek. Pogoda zrobiła nam się w międzyczasie świetna, jest ciepło i słonecznie. Siadamy przy fontannie na rynku i odpoczywamy. Miasto jest  piękne, bardzo ładny ratusz i fontanna. Zrobiliśmy kilka fotek i jeszcze chwilę posiedzieliśmy. Byłem w fantastycznym nastroju. Mimo świadomości trudnego powrotu rozpierała mnie duma, że w końcu udało mi się osiągnąć cel i siedzę na rynku w Libercu. Nie ma co, na zegarku 14, więc czas wracać. Sam wyjazd z miasta i droga do Jablonca jest w miarę łatwa, jedzie się dobrze, a podjazdy nie są takie straszne. W pewnym momencie mamy jeszcze bardzo szybki i długi zjazd. Przez chwilę zaczyna nawet padać, ale to tylko mały deszczyk, może 5 minut i za chwilę znowu wychodzi słońce. Teraz się zaczyna. Pierwszy z dwóch najgorszych podjazdów. Wspinamy się bardzo powoli. Ten podjazd musimy brać na dwa razy, bo brakuje nam w pewnych momentach sił. Gdy dojeżdżamy na górę padamy z sił. Jesteśmy w miejscu, w którym rozstaliśmy się z chłopakami. Ale nie robimy pauzy, bo wiemy, że teraz czeka nas długi zjazd i odpoczniemy na rowerach. Lecimy znowu ponad 50km/h. Szybko zjeżdżamy na dół i rozpoczynamy drugi, duży podjazd. Jesteśmy już zmęczeni, ale w głowie cały czas mamy świadomość, że w nagrodę do domu poprowadzi nas 20km zjazdu. Wspinamy się do granicy i ruszamy w dół. Hamulce się gotują, bo cały czas lekko hamuję, żeby za bardzo się nie rozpędzić, bo na każdym zakręcie można wylecieć z drogi. W połowie zatrzymujemy się na chwilę w Szklarskiej, żeby kupić pamiątki i lecimy dalej. Mamy fantastyczny czas, bo o 17:30 jesteśmy już w domu. Nie spodziewałem się, że tak dobrze nam pójdzie. Tym bardziej, że poprzedni dzień dał nam mocno w kość. Trochę zaczęło boleć mnie kolano, ale nie na tyle, żeby się tym niepokoić. Chłopaki są już na miejscu, wykąpani i po zakupach. Zwiedzili sobie Harrachov, wodospady, skocznię i kupili Krecika. Do kolacji mamy jeszcze dwie godziny, więc spokojnie się kapiemy, pijemy kawę i odpoczywamy. Po kolacji pakujemy się i szykujemy, bo o 6 rano chcemy wyjechać w drogę powrotną do domu.
Na starcie przed hotelem
Na starcie przed hotelem © tomstar
Na podjeżdzie przy potoku
Na podjeżdzie przy potoku © tomstar
Górski potok
Górski potok © tomstar
Giant w górach
Giant w górach © tomstar
Skały
Skały © tomstar
W Szklarkiej Porębie
W Szklarskiej Porębie © tomstar
Szklarska Poręba
Szklarska Poręba © tomstar
Szklarska Poręba
Szklarska Poręba © tomstar
Na kolejnej przerwie
Na kolejnej przerwie © tomstar
Podjazd
Podjazd © tomstar
Granica Polski
Granica Polski © tomstar
Granica Czech
Granica Czech © tomstar
Mast po zjeździe przed Harrachovem
Most po zjeździe przed Harrachovem © tomstar
Przed Harrachovem
Przed Harrachovem © tomstar
Na stacji w Jabloncu
Na stacji w Jabloncu © tomstar
Panorama Liberca
Panorama Liberca © tomstar
Przy tablicy Liberec
Przy tablicy Liberec © tomstar
Przy tablicy Liberec z Baką
Przy tablicy Liberec z Baką © tomstar
Na rynku w Libercu
Na rynku w Libercu © tomstar
Ratusz w Libercu
Ratusz w Libercu © tomstar
Przed fontanną w Libercu
Przed fontanną w Libercu © tomstar
Giant w Libercu
Giant w Libercu © tomstar
Morderczy podjazd
Morderczy podjazd © tomstar
Widok na serpentynę
Widok na serpentynę © tomstar
Piękne widoki za Jabloncem
Piękne widoki za Jabloncem © tomstar
Za Jabloncem
Za Jabloncem © tomstar
W hotelu, widok z okna
W hotelu, widok z okna © tomstar


  • DST 116.68km
  • Teren 3.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 25.27km/h
  • VMAX 40.22km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 3089kcal
  • Podjazdy 702m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Książ Wielkopolski z chłopakami

Niedziela, 1 maja 2016 · dodano: 01.05.2016 | Komentarze 0

Na dziś zaplanowaliśmy ostatni przed Libercem wyjazd. Planujemy zrobić 115km i przez kolejne dwa dni odpoczywać żeby być świeżym i gotowym na środę. Umawiamy się jak zawsze na 6 rano. Baka przyjeżdża po mnie i lecimy razem po Miłosza. Kierujemy się na Dobrzycę. Od rana trochę chłodno. Mamy założone wiatrówki getry. Na całe szczęście nie ma za mocnego wiatru. Z Dobrzycy jedziemy na Koźmin, tam mała pauza na rynku i dalej na Borek. W Borku słońce już ładnie świeci. Zatrzymujemy się na rynku, jemy batony i ściągamy wiatrówki. Jest już na prawdę przyjemnie, więc można jechać tylko w bluzach. Jedziemy kawałek przez las żeby wyjechać na ładna drogę na Książ. W Książu robimy dłuższą przerwę na stacji na kiełbasę i kawę. Teraz kierujemy się w stronę Klęki i Żerkowa. Niestety wiatr zaczął mocniej dmuchać i to jest prosto w twarz. Na całe szczęście w pogotowiu są lemondki. Spokojnym tempem dojeżdżamy do Żerkowa. Mała pauza na rynku i lecimy już prosto do domu. Jeszcze na chwilę zatrzymujemy się przed sklepem w Grabie i teraz prosto do domu. Wypad super, a teraz czas na zbieranie siły na wyprawę do Liberca. Jeszcze tylko dwa dni.


Mała pauza na rynku w Koźminie
Mała pauza na rynku w Koźminie © tomstar
Pauza na rynku w Borku
Pauza na rynku w Borku © tomstar
Leśna droga do Książa
Leśna droga do Książa © tomstar
Rynek w Książu
Rynek w Książu © tomstar
Przerwa na parówę na stacji w Książu
Przerwa na parówę na stacji w Książu © tomstar
Na rynku w Żerkowie
Na rynku w Żerkowie © tomstar
Standardowo przed sklepem w Grabie
Standardowo przed sklepem w Grabie © tomstar
Rowerek gotowy do podróży do Liberca
Rowerek gotowy do podróży do Liberca © tomstar


  • DST 104.75km
  • Czas 03:54
  • VAVG 26.86km/h
  • VMAX 46.42km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Kalorie 2969kcal
  • Podjazdy 461m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

10 000 km Gianta

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · dodano: 17.04.2016 | Komentarze 0

Na dziś szykuje się powtórka. Wczoraj jechałem sam, a na dziś chętny na wyjazd jest Baka i Miłosz. Analizujemy pogodę, która co chwila się zmienia, jedni mówią, że będzie cały czas padać, drudzy, że popołudniu, a trzecia prognoza, że padać nie będzie w ogóle. W końcu godzina 22 i ostatnia analiza. Meteo.pl mówi, że od rana spokój, tak więc jedziemy. Robimy oczywiście 100km. Spotykam się z Baką na rynku i jedziemy po Miłosza. Kierujemy się na Dobrzycę, potem Koźmin i Borek. Za Dobrzycą zaczyna lekko kropić, ale praktycznie prawie niezauważalnie. Jedzie się bardzo dobrze choć troszkę chłodno. Gdy wylatujemy z Koźmina kładziemy się na lemondki i do samego Borku pocinamy ze średnią ponad 30km/h. Droga jest świetna, dużo zjazdów, więc można szybko jechać. Na rynku w Borku robimy małą przerwę i cofamy się w stronę Jarocina. Tutaj spokojnie, bez szaleństw. Cisza i spokój, nie dość, że wcześnie, niedziela to jeszcze pogoda nie dla spacerowiczów. Dojeżdżamy tak do Jarocina, jedziemy na stację na kawę i parówę. Potem musimy się znowu odrobinę cofnąć żeby wykręcić na Grab. I tutaj ponownie można popędzić. Świetna droga i na licznikach prędkość około 35km/h. Pogoda się polepsza, nie pada, jest sucho i o wiele cieplej. W Grabie mała pauza i znowu strzała do domu. Mimo lekkiego zmęczenia wyjazd świetny. No i mój Giant nabił dziś 10 000 km przez półtora roku.

Wschód słońca za Dobrzycą
Wschód słońca za Dobrzycą © tomstar
Mała przerwa w parku w Koźminie
Mała przerwa w parku w Koźminie © tomstar
Na rynku w Borku
Na rynku w Borku © tomstar
Rowery na stacji w Jarocinie
Rowery na stacji w Jarocinie © tomstar
Mała przerwa w Grabie
Mała przerwa w Grabie © tomstar


  • DST 134.13km
  • Czas 05:02
  • VAVG 26.65km/h
  • VMAX 52.22km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Kalorie 3760kcal
  • Podjazdy 815m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Antonin

Sobota, 16 kwietnia 2016 · dodano: 16.04.2016 | Komentarze 0

Pogoda na dziś nie była ciekawa. Miało wiać i padać, ale na całe szczęście dopiero po 13. Od rana w miarę spokojnie, ale chłodno. Przyznam się szczerze, że nie chciało mi się wstawać, ale wczoraj wieczorem powiedziałem, że jadę bez względu na pogodę. Wstaję o 5 rano. Ciuchy mam uszykowane, jem małe śniadanie i pije kawę. Pogoda jest ok. Można jechać. Na dziś plan na 130km, chcę jechać do Antonina. Lekko wieje wiaterek, ale za to będę miał go w plecy jak będę wracać. Na początku troszkę topornie i w miarę wolno, ale zaczynam się rozbudzać i łapać energię. Jedzie się dobrze. Dojeżdżam do Raszkowa, robię małą przerwę i potem odbijam na Odolanów. Tam zatrzymuję się też na chwilę żeby coś zjeść. Dalej lecę bokami na Antonin. Kiedyś już tą trasą jechałem i przysiągłem sobie, że jak znowu tędy pojadę muszę coś zrobić. W miejscowości Czarnylas znalazłem najkrótszą na świecie ścieżkę rowerową. Musiałem zrobić zdjęcia. Przez całą miejscowość, około 3km ciągnie się piękny, nowy chodnik, ale nie wiadomo dlaczego tylko na małym odcinku jest ścieżka rowerowa. Dokładnie w środku miejscowości, na odcinku około 20 metrów stoją znaki początek i koniec ścieżki rowerowej. Nigdzie indziej nie znalazłem znaków, które mówiłyby o tym, że ta ścieżka wiedzie gdzieś dalej. Wygląda to komicznie. Tylko pogratulować. Jadę dalej. Dojeżdżam do Antonina. Tutaj robię dłuższą przerwę. Wyszło słońce i zrobiło się na prawdę ciepło. Ściągam wiatrówkę, komin, długie rękawiczki i czapkę. Teraz jedzie się o wiele przyjemniej. Odbijam w bok na Mikstat i jadę przez piękne lasy, cisza, spokój i cieple słońce. Z Mikstatu mam świetną drogę. Już tutaj byłem i przygotowałem się na świetny zjazd. Praktycznie do samego Ostrowa jest z górki. Pierwsze kilka kilometrów jadąc na lemondce na liczniku mam około 50km/h, potem średnia utrzymuje się na około 40km/h. Przebijam się przez Ostrów i robię pauzę na piaskach. Teraz mam z wiatrem i jedzie się dobrze. Odbijam bokami z powrotem w kierunku Raszkowa i dalej prosto do domu. Jestem troszkę zmęczony, ale nie żałuję ani sekundy, wyjazd rewelacyjny i pluł bym sobie w brodę gdybym nie pojechał.
Wschód słońca za Pleszewem
Wschód słońca za Pleszewem © tomstar
Pauza na rynku w Raszkowie i wschodzące słońce
Pauza na rynku w Raszkowie i wschodzące słońce © tomstar
Pauza w Odolanowie
Pauza w Odolanowie © tomstar
Najkrótsza ścieżka rowerowa na świecie
Najkrótsza ścieżka rowerowa na świecie © tomstar
Pauza w Antoninie
Pauza w Antoninie © tomstar
Jezioro w Antoninie
Jezioro w Antoninie © tomstar
Nad jeziorem w Antoninie
Nad jeziorem w Antoninie © tomstar
Plecak z naszywkami
Plecak z naszywkami © tomstar
Piękna ścieżka rowerowa w Mikstacie
Piękna ścieżka rowerowa w Mikstacie © tomstar
Widoczek w Mikstacie
Widoczek w Mikstacie © tomstar
W Ostrowie na Piaskach
W Ostrowie na Piaskach © tomstar
Ostatnia pauza przed Bronowem
Ostatnia pauza przed Bronowem © tomstar



  • DST 112.20km
  • Czas 04:39
  • VAVG 24.13km/h
  • VMAX 37.09km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 2871kcal
  • Podjazdy 607m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piękny początek miesiąca

Niedziela, 3 kwietnia 2016 · dodano: 03.04.2016 | Komentarze 2

Umówiony jestem na dziś z Miłoszem i Baką na godzinę 6 rano. Pogoda robi nam się coraz lepsza i można już od rana wyjeżdżać. Co prawda o 6 rano jest jeszcze chłodno, ale gdy tylko słońce wstaje robi się coraz cieplej i przyjemniej. Plan na dziś to 100km. Było kilka wariantów trasy, ale padło na Odolanów, dawno tam nie byliśmy, a droga fajna, tym bardziej, że zapowiadali północny wiatr i powrót będziemy mieli z wiatrem. Spotykamy się na rynku i lecimy na Raszków. W Raszkowie robimy pauzę na kawę, bo jeszcze troszkę chłodno. Potem lecimy prosto na Odolanów. Tam też robimy małą pauzę i kierujemy się na Krotoszyn. Mamy tutaj świetną drogę przez las, słońce pięknie już świeci i jest bardzo przyjemnie. Jedzie się na prawdę rewelacyjnie. W Krotoszynie robimy pauzę na śniadanie. Standardowo kiełbacha i kawa. Potem dobrą, szybką trasą na Koźmin. W Koźminie jest już tak ciepło, że zakładam krótkie rękawiczki i ściągam wiatrówkę. Jest na prawdę rewelacyjnie. Lecimy spokojnie do Dobrzycy, tam mała pauza i już prosto do domu. Wyszło trochę ponad 110km. Czuję się super, wyjazd na prawdę udany i mimo tego, że zapowiadali dość silny wiatr to w ogóle nam nie przeszkadzał, a momentami wydawało się, że wcale nie wieje.
Wschód słońca za Taczanowem
Wschód słońca za Taczanowem © tomstar
Na stacji w Raszkowie
Na stacji w Raszkowie © tomstar
Mały odpoczynek w Odolanowie
Mały odpoczynek w Odolanowie © tomstar
I kiełbacha w Krotoszynie na stacji
I kiełbacha w Krotoszynie na stacji © tomstar
Pauza w Koźmienie na rynku
Pauza w Koźminie na rynku © tomstar
Ostania przerwa w Dobrzycy w parku
Ostania przerwa w Dobrzycy w parku © tomstar



  • DST 101.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 25.25km/h
  • VMAX 42.37km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Kalorie 2697kcal
  • Podjazdy 345m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolejna stówa w marcu

Poniedziałek, 28 marca 2016 · dodano: 28.03.2016 | Komentarze 0

Wczoraj odpoczynek i wyżerka, a dziś obowiązkowe spalanie kalorii. Na poniedziałek umówieni jesteśmy z Baką już od czwartku. Miał z nami jechać jeszcze Miłosz, ale niestety nie udało mu się zorganizować. Spotykamy się z Baką o 7 rano. Plan jest na 100km. Trasę wyznaczyłem już wczoraj wieczorem. Były dwie opcje, albo standardem na Ostrów i Kalisz, lub na Odolanów i Krotoszyn. Wybieramy jednak Ostrów i Kalisz, bo tam mamy fajne drogi i w wielu miejscach można pośmigać na lemondce. Pogoda bardzo fajna, ciepło, bez wiatru, szkoda tylko, że nie ma słońca. Lecimy na Dobrzycę, w Fabianowie skręcamy na wioski i kierujemy się na Ostrów. Od Ligoty mamy świetny asfalt i praktycznie 20km do samego Ostrowa lecimy na lemondkach. W Raszkowie na rynku tylko mała pauza i jedziemy na piaski do Ostrowa. Tam też mały odpoczynek i dalej wioskami kierujemy się na Kalisz. Tym razem nie robimy przerwy na stacji w Kaliszu. Odpuszczamy sobie kawę i parówę i lecimy na Janków. Tutaj ponownie świetna droga i można się rozbujać. Mamy dużo górek, ale to dobrze, bo przyda się trening przez Libercem. Dojeżdżamy do Jankowa i skręcamy już na Pleszew. Teraz mamy pod wiatr, ale nie jest on taki mocny żeby przeszkadzać. Robimy jeszcze mały odpoczynek na moście nad Prosną i jedziemy do domu. Wychodzi idealne 101km w równe 4 godziny. I kolejna stówa w marcu zaliczona.
Mała pauza na rynku w Raszkowie
Mała pauza na rynku w Raszkowie © tomstar
Jezioro na Piaskach w Ostrowie
Jezioro na Piaskach w Ostrowie © tomstar
Na Piaskach w Ostrowie
Na Piaskach w Ostrowie © tomstar
Droga gdzieś pomiędzy Ostrowem a Kaliszem
Droga gdzieś pomiędzy Ostrowem a Kaliszem © tomstar
W Kaliszu
W Kaliszu © tomstar
Pauza na moście za Jankowem
Pauza na moście za Jankowem © tomstar



  • DST 100.38km
  • Czas 04:05
  • VAVG 24.58km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Kalorie 2826kcal
  • Podjazdy 544m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miało być małe 30km wyszło 100km

Niedziela, 13 marca 2016 · dodano: 13.03.2016 | Komentarze 0

Na dziś planowałem sobie mały wypad. Budzik ustawiłem jak zawsze na 6 rano, jednak gdy wstałem i wyszedłem na dwór było jeszcze zimno. Mimo, że chciałem zrobić tylko 30km, nie chciało mi się jechać tak od rana i marznąć. Zaplanowałem, że wyskoczę sobie około 10 zaraz po śniadaniu. Pół godziny wcześniej napisałem jeszcze do Baki czy wyskoczy. Oczywiście zgodził się i po 20 minutach był u mnie. Mała narada, Baka proponuje Żerków i dystans jakieś 80km, ja proponuję małe 30km do Gołuchowa, jednak zgadzamy się na 60km przez Janków, Chocz i Gizałki. Jedzie się przyjemnie mimo, że nie jest super ciepło i nie ma słońca. Wiatr mamy albo z boku albo w plecy więc jest ok. W Choczu mamy jednak małą przygodę. Umówiliśmy się, że z Chocza lecimy na Gizałki. Baka jedzie pierwszy, ja za nim. Gdy mijamy skrzyżowanie dochodzi do małego nieporozumienia i Baka gwałtowanie hamuje żeby skręcić na Pleszew. Jestem na tyle blisko za nim, że nie zdążyłem wyhamować, zahaczam o jego rower i wywalam się centralnie na środek drogi. Z naprzeciwka jadą samochody, ale całe szczęście na tyle wolno, że zdążyły zahamować. Kierownica się wygięła, kaskiem uderzyłem o asfalt, ale na całe szczęście na tyle dobrze upadłem, że nic mi się nie stało. Strzeliła tylko szprycha w tylnym kole i zrobiła mi się lekka ósemka. Ale wszystko jest ok i jedziemy dalej. Dojeżdżamy do Gizałek, robimy przerwę na kawę i pada decyzja, że robimy 100km. Jedziemy zatem na Jarocin. Tam na stacji znowu parówa i kawa. Stamtąd już bokami na Dobrzycę. Kręcimy jeszcze po okolicy, bo brakowało nam 8km do stówy. Pod koniec zaczął przeszkadzać nam wiatr i zmęczenie dało się we znaki, ale jestem bardzo zadowolony, bo nigdy tak wcześnie w sezonie nie zrobiłem 100km. Rowerek jedzie we wtorek znowu na serwis, ale tym razem na udoskonalenia i przy okazji na naprawę koła.
Mała pauza na drodze z Jankowa do Chocza
Mała pauza na drodze z Jankowa do Chocza © tomstar
Przerwa w Gizałkach na kawę
Przerwa w Gizałkach na kawę © tomstar
I parówa na stacji w Jarocinie
I parówa na stacji w Jarocinie © tomstar
Mały odpoczynek na rynku w Dobrzycy
Mały odpoczynek na rynku w Dobrzycy © tomstar



  • DST 127.90km
  • Teren 4.00km
  • Czas 04:59
  • VAVG 25.67km/h
  • VMAX 65.71km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 3558kcal
  • Podjazdy 550m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Książ Wielkopolski

Sobota, 19 września 2015 · dodano: 19.09.2015 | Komentarze 0

Plan na dziś był prosty, co najmniej stówa od rana. Zapowiadała nam się świetna pogoda, już od wczoraj nie wiało i było bardzo ciepło. Noc też była wyjątkowo przyjemna. Wstałem więc o 5 rano, powoli się uszykowałem, wypiłem kawę i ruszyłem. Chciałem pojechać w inną stronę niż zawsze, ostatnio jakoś kierowaliśmy się na Ostrów lub Kalisz. Pojechałem więc na Książ Wielkopolski. Byłem tam już w zeszłym roku, znałem więc dobrze trasę, dystans pisał się na jakieś 120, więc był jak najbardziej odpowiedni na dziś. Zakładam krótkie spodnie, a wiatrówkę wrzucam w plecak. Jednak po chwili na dworze zakładam ją na siebie, bo jednak troszkę chłodno. Jadę na Dobrzycę, potem na Koźmin i Borek. Jedzie mi się dość topornie, nie mogę się rozbujać i trochę zimno w nogi. Kulam się z prędkością mniej więcej 23km/h. Troszkę wolno. W Koźminie robię małą przerwę na batona żeby załadować sobie trochę energii. Wychodzi słońce i robi się już lepiej. Powoli rozpinam wiatrówkę żeby się trochę wysuszyć. Tak dojeżdżam do Borku. Tutaj zrobiłem sobie dłuższą przerwę, rozebrałem się z wiatrówki i wygrzałem na słońcu. Teraz jedzie się już znacznie lepiej. Dopiero po 50 kilometrze nabrałem chęci do deptania. Trochę przyspieszyłem i średnia skoczyła na 25km/h. Dojechałem do Książa, zjadłem drugiego batona i przejrzałem mapę keszy. Mam aż pięć po drodze, ale wybieram tylko jednego żeby zostawić w nim kreta. Niestety gdy jestem na miejscu i zaczynam czytać komentarze wychodzi, że wszystkie skrytki w okolicy położone są przez jedną, niedoświadczoną osobę, kordy są przestrzelone i to mocno, wymiarówka skrzynek zawyżona i ogólnie jest problem z ich znalezieniem. Widzę to nawet stojąc w punkcie gdzie powinien być wybrany przeze mnie kesz. Kordy 100 metrów w jedną, budynek ze spojlera 100 metrów w drugą. Po za tym mój geokret jest dość duży, bo to kostka do gry, więc podejrzewam, że w skrytce, która zamiast standardowej okazała się mikro i tak się nie zmieści. Odpuszczam sobie więc keszowanie i lecę na Żerków. Tutaj też mam sprawę do załatwienia, bo dowiedziałem się, że ktoś zniszczył mojego kesza podłożonego na punkcie widokowym. Jest to prawda, kesz zniszczony, logbook i cała zawartość pudełka zniknęła. Szkoda, bo włożyłem w niego dużo pracy. Muszę tu wrócić i wszystko naprawić. Teraz jadę już do domu. Zrobiło się ciepło i ściągam także długi rękaw, który miałem pod koszulką. Wzmaga się niestety też wiatr i depta mi się trochę gorzej. Jestem już dość zmęczony, więc ostatnie kilometry strasznie mi się dłużą. Tym bardziej, że po drodze nie było stacji i nie zaaplikowałem sobie tradycyjnej kawy i parówy. Do domu dojechałem tak jak zakładałem o 12. Wyjazd super, od rana chłodno i ciężko, ale późniejsza pogoda wszystko mi wynagrodziła.

Wschód słońca
Wschód słońca © tomstar
W parku w Koźminie
W parku w Koźminie © tomstar
Na rynku w Borku
Na rynku w Borku © tomstar
Przejazd przez las między Borkiem a Książem
Przejazd przez las między Borkiem a Książem © tomstar
Na rynku w Książu
Na rynku w Książu © tomstar
Na rynku w Książu
Na rynku w Książu © tomstar
Punkt widokowy w Żerkowie
Punkt widokowy w Żerkowie © tomstar


  • DST 175.08km
  • Teren 5.00km
  • Czas 07:34
  • VAVG 23.14km/h
  • VMAX 44.01km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 4360kcal
  • Podjazdy 801m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nocna wyprawa do Ślesina

Sobota, 8 sierpnia 2015 · dodano: 08.08.2015 | Komentarze 0

Wpadłem w tygodniu na szalony pomysł. Mam już dość robienia co weekend szybkich wyjazdów na 100km, trzeba w końcu gdzieś pojechać, gdzieś gdzie jeszcze nie byłem i dalej niż stówa. Sobota wolna więc można coś zaplanować. Niestety straszą najgorętszym dniem lata właśnie w sobotę. Nie uśmiecha mi się jazda gdzieś daleko w 40 stopniach. Decyzja szybka i prosta - ruszamy na nocną wyprawę. Niestety chłopaki nie mogą się ze mną zabrać, ale na całe szczęście Baka ma także wolną sobotę. Umawiamy się na godzinę 23 u mnie. Wszystko gotowe, napoje zabrane, batony też, zapasowe baterie w plecaku. Planujemy pojechać do Ślesina przez Słupcę, potem powrót przez Licheń i Konin. W sumie ma wyjść jakieś 170km. Ruszamy więc gdy temperatura sięga prawie 28 stopni i raczej nie ma zamiaru spaść. Lecimy sobie spokojnie do Zagórowa, potem na Słupcę. Tam odpoczynek i kawa z parówą na stacji. Na całe szczęście licznik pokazuje już niecałe 22 stopnie. Zrobiło się przyjemnie i można deptać. Do Ślesina dojeżdżamy coś około 3 w nocy. Życie na plaży jeszcze tętni i słychać niedobitki po wieczornej imprezie. Chwilę odpoczywamy, robimy foty i lecimy do Lichenia. W Licheniu łapie nas wschód słońca, jesteśmy tam o 4.30, robi się cieplej i przede wszystkim widno. Niestety bramy jeszcze pozamykane i nie możemy wejść na teren żeby porobić zdjęcia. Jedziemy więc na plażę, robimy dłuższą przerwę i moczymy sobie nogi w bardzo ciepłym jeziorze. Zbieramy się o piątej i jedziemy do Konina. Tam ponownie kawa na stacji i już kierujemy się z powrotem do domu. Jedziemy na Grodziec. Powoli zaczyna się robić coraz cieplej. Gdy przejeżdżamy przez las w Choczu słońce jest już dość wysoko i zaczyna się gorączka. Podkręcamy więc tempo żeby na 9 być w domu. Cała wyprawa trwała 10 godzin. Jestem bardzo zadowolony i nawet niezbyt zmęczony i nie chce mi się spać. Pewnie padnę popołudniu. Wyjazd super. Dzięki Baka za towarzystwo.
W Zagórowie
W Zagórowie © tomstar
Parówa na stacji w Słupcy
Parówa na stacji w Słupcy © tomstar
Ślesin nocą, plaża i port
Ślesin nocą, plaża i port © tomstar
Fontanna na rynku w Ślesinie
Fontanna na rynku w Ślesinie © tomstar
Pob bramami Lichenia, niestety świątynia nieczynna
Pod bramami Lichenia, niestety świątynia nieczynna © tomstar
Widok na Bazyliki w Licheniu z plaży
Widok na Bazyliki w Licheniu z plaży © tomstar
Wschód słońca  przed Koninem
Wschód słońca przed Koninem © tomstar
Odpoczynek w Grodźcu
Odpoczynek w Grodźcu © tomstar



  • DST 104.39km
  • Czas 04:09
  • VAVG 25.15km/h
  • VMAX 66.26km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 2800kcal
  • Podjazdy 479m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ładna stówa od rana

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · dodano: 02.08.2015 | Komentarze 4

Wstaje jak zwykle o 3.30. Szybka kawa i szykowanie do wyjazdu. Na całe szczęście dziś o wiele cieplej niż wczoraj. Rano mamy już około 15 stopni. Spotykam się z Baką na rynku i jedziemy do Gajora. Po chwili przyjeżdża Maciej. Niestety dziś Miłosz odpuszcza, bo wczoraj złapał kontuzje kolana i musi na razie odpocząć. Plan na dziś to Jarocin, Żerków z późniejszymi modyfikacjami. Ładnym tempem lecimy do Jarocina. Tam pijemy kawę i jemy parówę. Potem dobrą drogą do Żerkowa. Jedzie się cały czas rewelacyjnie. Wpadamy na kesza za Żerkowem potem mały sprint na kilometrowym zjeździe z punktu widokowego. Nowy licznik pokazał 66 km/h. Lecimy potem koło Śmiełowa na Grab. W Grabie mała przerwa i decyzja, że dobijamy dziś do 100km. Jedzie się na prawdę super i szkoda by było zmarnować taki ładny dzień. Wykręcamy więc w Czerminie na Broniszewice i Brzezie. Stamtąd już do domu. Licznik pokazał 100km, ale runtastic jeszcze liczył i był 2km w plecy. Przeleciałem więc jeszcze przez miasto żeby i on pokazał stówę. Jestem więc w domu o 9 rano. Myślałem, że będzie dziś ciężko, ale zadziwiająco jechało mi się rewelacyjnie, nie byłem zmęczony, nie bolały mnie nogi mimo tego, że spałem dziś mało. Wyjazd super.
Wschód słońca
Wschód słońca © tomstar
Na stacji w Jarocinie
Na stacji w Jarocinie © tomstar
Rynek w Żerkowie
Rynek w Żerkowie © tomstar
Widok z punktu widokowego w Żerkowie
Widok z punktu widokowego w Żerkowie © tomstar
Postój w Grabie
Postój w Grabie © tomstar