Info

avatar


Mam na imię Tomek vel tomstar opisuję tutaj moje duże, średnie i mniejsze wyjazdy rowerowe. Jeżeli chcesz mi potowarzyszyć zapraszam do lektury i komentarzy. Pochodzę z Pleszewa, nie za dużej miejscowości w Wielkopolsce niedaleko Kalisza i Jarocina. Jeżdżę przede wszystkim po asfalcie, a wyjazdy traktuję jako wycieczkę i przygodę. Towarzyszy mi mój Giant, a w trasy staram się wyjeżdżać z przyjaciółmi.


Przejechałem już: 63213.04 kilometrów
W tym w terenie: 604.00
Moja średnia prędkość: 26.30 km/h .
Więcej o mnie.

DODAJ WPIS
PROFIL
WYLOGUJ
KANAŁ RSS

WYSZUKAJ NA BLOGU TOMSTAR

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Z BAKĄ|

Dystans całkowity:25638.50 km (w terenie 8.00 km; 0.03%)
Czas w ruchu:963:48
Średnia prędkość:26.60 km/h
Maksymalna prędkość:68.60 km/h
Suma podjazdów:123268 m
Suma kalorii:504528 kcal
Liczba aktywności:240
Średnio na aktywność:106.83 km i 4h 00m
Więcej statystyk
  • DST 135.29km
  • Czas 06:25
  • VAVG 21.08km/h
  • VMAX 54.93km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 3128kcal
  • Podjazdy 3324m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liberec - dzień 2

Czwartek, 5 maja 2016 · dodano: 07.05.2016 | Komentarze 2

Plan na dziś - zdobyć Liberec. Mieliśmy wstać o 5 rano i o 6 wyruszyć, ale wiedzieliśmy, że po wczorajszym dniu będzie to raczej niemożliwe. Wstaliśmy spokojnie o 6 rano. Powoli się ogarnęliśmy, zrobiliśmy sobie jajecznicę z kiełbasą i kawę, a potem poszliśmy wyczyścić rowery. Sakwy mieliśmy w pokoju, więc dziś powinno się jechać lżej. Po wczorajszym dniu były strasznie ubłocone. Trzeba było wyczyścić ramy, przetrzeć łańcuchy i wszystko porządnie nasmarować. Gdy rowerki gotowe poszliśmy się uszykować. Na całe szczęście dziś ma nie padać. Od rana jeszcze chłodno i chmury, ale pogoda jest bardzo przyjemna. Bierzemy wiatrówki, batony i wodę. Wyjeżdżamy dopiero chwilę po 8. Kierujemy się w stronę Szklarskiej Poręby i dalej do granicy państwa. I od razu zaczynają się podjazdy. Byliśmy na to przygotowani, jednak mimo wszystko, dla nas rowerzystów nizinnych, takie góry to wielkie wyzwanie. Chyba nic nie było w stanie nas przygotować na taką wspinaczkę. Wysiłek rekompensują nam przecudowne widoki. Piękne lasy, potoki i skały. Jedziemy bardzo powoli, ale do przodu. Często się zatrzymujemy żeby zrobić zdjęcia i przy okazji chwilę odpocząć. Dojeżdżamy do Szklarskiej, odpoczywamy chwilę dłużej i wspinamy się dalej. Bardzo, bardzo powoli dokulaliśmy się do granicy. Podjazd od hotelu do tego miejsca miał 20km! Cały czas się wspinaliśmy. Jechaliśmy pod górę nieustannie przez 20km. Szok. Na granicy dopiero widzimy, że droga prowadzi w dół. Oczywiście tutaj się zatrzymujemy żeby uwiecznić chwilę przekroczenia rowerami granicy. Pstrykamy fotki pod polską i czeską tablicą. Wsiadamy na rowery i dzida w dół. Zjazd jest rewelacyjny. Na liczniku od razu prędkość 50-60km/h. Jednak trzeba uważać, bo ruch duży i co chwila zdradzieckie zakręty. Palce cały czas w gotowości na hamulcach. Tym bardzo długim zjazdem dojeżdżamy praktycznie do samego Harrachova. Zatrzymujemy się przy potoku i wysokim moście, robimy fotę i jedziemy dalej. Zaczyna się kolejny duży podjazd. Może nie jest taki długi ale o wiele bardziej stromy. Niestety w połowie Miłosz stwierdza, że jest już wykończony. Ledwo co wjeżdżamy na szczyt. Tutaj robimy naradę. Niestety Miłosz stwierdza, że do Liberca nie dojedzie. Mamy przed sobą jeszcze 40km, ale oczywiście trzeba jeszcze wrócić. Męska decyzja. Wojtek postanawia wrócić z Miłoszem do Harrachova, odpocząć tam, pozwiedzać i wrócić do domu. Zdrowy rozsądek zwycięża, bo zmęczenie i możliwość złapania poważniej kontuzji może zniszczyć plany i skomplikować powrót. Ja z Baką jedziemy dalej. Żegnamy się i ruszamy. Duży podjazd okazał się ostatnim takim w drodze do Liberca. Mamy piękną serpentynę na dół aż do samego Jablonca, a potem tylko spokojne, krótkie podjazdy. W Jabloncu robimy zakupy na stacji. Mimo bariery językowej spokojnie się dogadujemy. Czesi są bardzo mili i serdeczni. Po drodze mijamy wielu rowerzystów, którzy nas pozdrawiają czeskim "Ahoj". Ruszamy, omijamy główną drogę i bokiem kierujemy się na Liberec. Dojeżdżamy do niego zaskakująco szybko, bo aż zdziwiliśmy się gdy minęliśmy tablicę miasta. Zatrzymaliśmy się i zawróciliśmy żeby zrobić sobie zdjęcie. Teraz zaczyna się ruchliwe miasto, światła, tramwaje i auta. Jedziemy prosto, główną drogą i kierujemy się po znakach do centrum. Trochę kluczymy po Libercu i gdy już stwierdzamy, że zrobimy sobie zdjęcie byle gdzie i wracamy, trafiamy na starówkę. Wjeżdżamy na przepiękny rynek. Pogoda zrobiła nam się w międzyczasie świetna, jest ciepło i słonecznie. Siadamy przy fontannie na rynku i odpoczywamy. Miasto jest  piękne, bardzo ładny ratusz i fontanna. Zrobiliśmy kilka fotek i jeszcze chwilę posiedzieliśmy. Byłem w fantastycznym nastroju. Mimo świadomości trudnego powrotu rozpierała mnie duma, że w końcu udało mi się osiągnąć cel i siedzę na rynku w Libercu. Nie ma co, na zegarku 14, więc czas wracać. Sam wyjazd z miasta i droga do Jablonca jest w miarę łatwa, jedzie się dobrze, a podjazdy nie są takie straszne. W pewnym momencie mamy jeszcze bardzo szybki i długi zjazd. Przez chwilę zaczyna nawet padać, ale to tylko mały deszczyk, może 5 minut i za chwilę znowu wychodzi słońce. Teraz się zaczyna. Pierwszy z dwóch najgorszych podjazdów. Wspinamy się bardzo powoli. Ten podjazd musimy brać na dwa razy, bo brakuje nam w pewnych momentach sił. Gdy dojeżdżamy na górę padamy z sił. Jesteśmy w miejscu, w którym rozstaliśmy się z chłopakami. Ale nie robimy pauzy, bo wiemy, że teraz czeka nas długi zjazd i odpoczniemy na rowerach. Lecimy znowu ponad 50km/h. Szybko zjeżdżamy na dół i rozpoczynamy drugi, duży podjazd. Jesteśmy już zmęczeni, ale w głowie cały czas mamy świadomość, że w nagrodę do domu poprowadzi nas 20km zjazdu. Wspinamy się do granicy i ruszamy w dół. Hamulce się gotują, bo cały czas lekko hamuję, żeby za bardzo się nie rozpędzić, bo na każdym zakręcie można wylecieć z drogi. W połowie zatrzymujemy się na chwilę w Szklarskiej, żeby kupić pamiątki i lecimy dalej. Mamy fantastyczny czas, bo o 17:30 jesteśmy już w domu. Nie spodziewałem się, że tak dobrze nam pójdzie. Tym bardziej, że poprzedni dzień dał nam mocno w kość. Trochę zaczęło boleć mnie kolano, ale nie na tyle, żeby się tym niepokoić. Chłopaki są już na miejscu, wykąpani i po zakupach. Zwiedzili sobie Harrachov, wodospady, skocznię i kupili Krecika. Do kolacji mamy jeszcze dwie godziny, więc spokojnie się kapiemy, pijemy kawę i odpoczywamy. Po kolacji pakujemy się i szykujemy, bo o 6 rano chcemy wyjechać w drogę powrotną do domu.
Na starcie przed hotelem
Na starcie przed hotelem © tomstar
Na podjeżdzie przy potoku
Na podjeżdzie przy potoku © tomstar
Górski potok
Górski potok © tomstar
Giant w górach
Giant w górach © tomstar
Skały
Skały © tomstar
W Szklarkiej Porębie
W Szklarskiej Porębie © tomstar
Szklarska Poręba
Szklarska Poręba © tomstar
Szklarska Poręba
Szklarska Poręba © tomstar
Na kolejnej przerwie
Na kolejnej przerwie © tomstar
Podjazd
Podjazd © tomstar
Granica Polski
Granica Polski © tomstar
Granica Czech
Granica Czech © tomstar
Mast po zjeździe przed Harrachovem
Most po zjeździe przed Harrachovem © tomstar
Przed Harrachovem
Przed Harrachovem © tomstar
Na stacji w Jabloncu
Na stacji w Jabloncu © tomstar
Panorama Liberca
Panorama Liberca © tomstar
Przy tablicy Liberec
Przy tablicy Liberec © tomstar
Przy tablicy Liberec z Baką
Przy tablicy Liberec z Baką © tomstar
Na rynku w Libercu
Na rynku w Libercu © tomstar
Ratusz w Libercu
Ratusz w Libercu © tomstar
Przed fontanną w Libercu
Przed fontanną w Libercu © tomstar
Giant w Libercu
Giant w Libercu © tomstar
Morderczy podjazd
Morderczy podjazd © tomstar
Widok na serpentynę
Widok na serpentynę © tomstar
Piękne widoki za Jabloncem
Piękne widoki za Jabloncem © tomstar
Za Jabloncem
Za Jabloncem © tomstar
W hotelu, widok z okna
W hotelu, widok z okna © tomstar


  • DST 268.08km
  • Czas 12:02
  • VAVG 22.28km/h
  • VMAX 56.49km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Kalorie 5534kcal
  • Podjazdy 2464m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liberec - dzień 1

Środa, 4 maja 2016 · dodano: 07.05.2016 | Komentarze 0

Na dużą wyprawę rowerem za granicę szykowałem się od dawna. Były różne plany. Myślałem o Berlinie lub ewentualnie o Czechach. Już w zeszłym roku przymierzałem się do takiego dystansu, ale niestety jakoś nie wypaliło. Na całe szczęście w tym roku już nic nie stało na przeszkodzie. W dodatku na wyjazd chętni byli także Adam, Miłosz i Rafał. Plan był na trzy dni. Mieliśmy dojechać do Jeleniej Góry, drugiego dnia pojechać do Liberca i wrócić, a trzeciego dnia wrócić do domu. Załatwiłem nocleg w Jeleniej Górze i wszystko zaklepałem. Kupiliśmy sobie sakwy i wszystko co potrzebne na wyjazd. Nie pozostało nam nic innego jak pojechać. Cały długi weekend było bardzo ładnie i niestety na dzień wyjazdu pogoda miała się popsuć, a my mieliśmy jechać w deszczu. Ale oczywiście nie odpuszczamy. Spotykamy się we środę na rynku o godzinie 5. Przyjeżdża jeszcze Gajor i Mareczek żeby nas pożegnać. Jeszcze nie pada, ale niebo zasłane ciemnymi chmurami. Robimy sobie zdjęcia, żegnamy się z chłopakami i jedziemy. Od razu zaczyna kropić. Na całe szczęście wszystkie rzeczy w sakwach popakowane w torby, a same sakwy zasłonięte jeszcze przeciwdeszczówką. Jak zaczęło padać tak już nie przestało. Jedziemy powoli w stronę Krotoszyna. Tam od razu zatrzymujemy się na ciepłą kawę i hotdoga. Niestety w deszczu jedzie się bardzo źle, jesteśmy wyziębieni i nie mamy tyle mocy. Z Krotoszyna prowadzi nas Baka. Wyjeżdżamy bocznymi drogami w stronę stawów milickich, tak aby ominąć centrum miasta. Mamy tutaj bardzo ładne widoczki, choć na pewno byłyby ładniejsze gdyby świeciło słońce. Tutaj także robimy mała pauzę i jedziemy dalej, bocznymi drogami w stronę Wołowa. Oczywiście cały czas pada. Buty mam mokrutkie, a nogi zmarznięte. Na całe szczęście mamy dobre drogi i one trochę pomagają. Zdarzają się chwilę, że się odrobinę przejaśnia i gdy już cieszymy się, że nie będzie padać za chwilę zaczyna znowu. Spokojnym tempem dojeżdżamy do Wołowa. Tutaj mamy przejechane już jakieś 140km. Na stacji znowu odpoczywamy, jemy kiełbasę i pijemy kawę. Połowa drogi za nami. Teraz z każdym kilometrem będziemy mieli bliżej. Jedziemy przez Lubiąż gdzie jest bardzo ładnie położone opactwo cystersów. Tam też się na chwilę zatrzymujemy. Od pewnego czasu Rafał walczy także z kontuzją kolana, która zaczęła mu się odnawiać. Zapobiegawczo ma ściągacze i stara się oszczędzać nogi. Docieramy teraz do małych miejscowości przez które musimy przejechać aby ominąć trasę. Niestety drogi tutaj są fatalne, same dziury w wielu przypadkach kostka brukowa. Miasteczka straszne, brudne, puste i smutne. Jakoś się przez to wszystko przebijamy, przejeżdżamy nad A4 i jedziemy na Jawor. W Jaworze odpoczynek na stacji. Tutaj troszkę się dobijamy, bo wychodzi, że do Jeleniej mamy jeszcze ponad 60km. Gdy analizowaliśmy drogę na całości wychodziło nam około 250km, teraz wychodzi 270km. Nie wiemy czy to przez te boczne drogi i zakamarki, którymi jechaliśmy. W normalny dzień 60km to raczej malutki dystans, ale mając w nogach już 200 km i ciągły deszcz ta odległość wydaje się wiecznością. Na dodatek zaczynają się już góry. Przed nami mordercze podjazdy, których jest tutaj bardzo dużo. Wjeżdżamy bardzo powoli, mamy przecież na rowerach dodatkowe 40 kilogramów w sakwach. Plusem są tylko długie zjazdy, na których można odpocząć. O godzinie 20 mijamy tablicę Jelenie Góra, jednak do samego hotelu jeszcze daleko. Jedziemy przez miasto, dookoła robi się już ciemno. Znaleźliśmy jeszcze sklep, w którym kupiliśmy wszystko potrzebne na śniadanie. Do hotelu dokulaliśmy się o godzinie 21:45, cali mokrzy, zmarznięci i potwornie zmęczeni. Niestety państwo gospodarze strasznie niemili, ponieważ przyjechaliśmy później niż zapowiadaliśmy i bardzo późno musieli robić dla nas zamówioną kolację o czy nie zapomnieli powiedzieć i zwrócić nam nieładnie uwagę. No cóż... Zanim jeszcze poszliśmy na kolację wykapaliśmy się. Jak miło było założyć czyste i suche rzeczy. Chwilę jeszcze posiedzieliśmy i o 24 poszliśmy spać, bo jutro atak na Liberec.
Na starcie na rynku w Pleszewie
Na starcie na rynku w Pleszewie © tomstar
Na stacji w Krotoszynie
Na stacji w Krotoszynie © tomstar
Przerwa na stawach milickich
Przerwa na stawach milickich © tomstar
Widok na stawy
Widok na stawy © tomstar
Przerwa na pierwszych 100km
Przerwa na pierwszych 100km © tomstar
Posiłek na pauzie
Posiłek na pauzie © tomstar
Na stacji w Wołowie
Na stacji w Wołowie © tomstar
Opactwo cystersów w Lubiążu
Opactwo cystersów w Lubiążu © tomstar
Widok na opactwo
Widok na opactwo © tomstar
Ruiny fabryki w Malczycach
Ruiny fabryki w Malczycach © tomstar
W ponurych Malczycach
W ponurych Malczycach © tomstar
Widok na A4
Widok na A4 © tomstar
Pauza nad A4
Pauza nad A4 © tomstar
Zaczynają się góry
Zaczynają się góry © tomstar
Pauza za Jaworem
Pauza za Jaworem © tomstar
Jeden z pierwszych trudnych podjazdów
Jeden z pierwszych trudnych podjazdów © tomstar
Na hotelu po kolacji
Na hotelu po kolacji © tomstar


  • DST 116.68km
  • Teren 3.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 25.27km/h
  • VMAX 40.22km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 3089kcal
  • Podjazdy 702m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Książ Wielkopolski z chłopakami

Niedziela, 1 maja 2016 · dodano: 01.05.2016 | Komentarze 0

Na dziś zaplanowaliśmy ostatni przed Libercem wyjazd. Planujemy zrobić 115km i przez kolejne dwa dni odpoczywać żeby być świeżym i gotowym na środę. Umawiamy się jak zawsze na 6 rano. Baka przyjeżdża po mnie i lecimy razem po Miłosza. Kierujemy się na Dobrzycę. Od rana trochę chłodno. Mamy założone wiatrówki getry. Na całe szczęście nie ma za mocnego wiatru. Z Dobrzycy jedziemy na Koźmin, tam mała pauza na rynku i dalej na Borek. W Borku słońce już ładnie świeci. Zatrzymujemy się na rynku, jemy batony i ściągamy wiatrówki. Jest już na prawdę przyjemnie, więc można jechać tylko w bluzach. Jedziemy kawałek przez las żeby wyjechać na ładna drogę na Książ. W Książu robimy dłuższą przerwę na stacji na kiełbasę i kawę. Teraz kierujemy się w stronę Klęki i Żerkowa. Niestety wiatr zaczął mocniej dmuchać i to jest prosto w twarz. Na całe szczęście w pogotowiu są lemondki. Spokojnym tempem dojeżdżamy do Żerkowa. Mała pauza na rynku i lecimy już prosto do domu. Jeszcze na chwilę zatrzymujemy się przed sklepem w Grabie i teraz prosto do domu. Wypad super, a teraz czas na zbieranie siły na wyprawę do Liberca. Jeszcze tylko dwa dni.


Mała pauza na rynku w Koźminie
Mała pauza na rynku w Koźminie © tomstar
Pauza na rynku w Borku
Pauza na rynku w Borku © tomstar
Leśna droga do Książa
Leśna droga do Książa © tomstar
Rynek w Książu
Rynek w Książu © tomstar
Przerwa na parówę na stacji w Książu
Przerwa na parówę na stacji w Książu © tomstar
Na rynku w Żerkowie
Na rynku w Żerkowie © tomstar
Standardowo przed sklepem w Grabie
Standardowo przed sklepem w Grabie © tomstar
Rowerek gotowy do podróży do Liberca
Rowerek gotowy do podróży do Liberca © tomstar


  • DST 104.75km
  • Czas 03:54
  • VAVG 26.86km/h
  • VMAX 46.42km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Kalorie 2969kcal
  • Podjazdy 461m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

10 000 km Gianta

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · dodano: 17.04.2016 | Komentarze 0

Na dziś szykuje się powtórka. Wczoraj jechałem sam, a na dziś chętny na wyjazd jest Baka i Miłosz. Analizujemy pogodę, która co chwila się zmienia, jedni mówią, że będzie cały czas padać, drudzy, że popołudniu, a trzecia prognoza, że padać nie będzie w ogóle. W końcu godzina 22 i ostatnia analiza. Meteo.pl mówi, że od rana spokój, tak więc jedziemy. Robimy oczywiście 100km. Spotykam się z Baką na rynku i jedziemy po Miłosza. Kierujemy się na Dobrzycę, potem Koźmin i Borek. Za Dobrzycą zaczyna lekko kropić, ale praktycznie prawie niezauważalnie. Jedzie się bardzo dobrze choć troszkę chłodno. Gdy wylatujemy z Koźmina kładziemy się na lemondki i do samego Borku pocinamy ze średnią ponad 30km/h. Droga jest świetna, dużo zjazdów, więc można szybko jechać. Na rynku w Borku robimy małą przerwę i cofamy się w stronę Jarocina. Tutaj spokojnie, bez szaleństw. Cisza i spokój, nie dość, że wcześnie, niedziela to jeszcze pogoda nie dla spacerowiczów. Dojeżdżamy tak do Jarocina, jedziemy na stację na kawę i parówę. Potem musimy się znowu odrobinę cofnąć żeby wykręcić na Grab. I tutaj ponownie można popędzić. Świetna droga i na licznikach prędkość około 35km/h. Pogoda się polepsza, nie pada, jest sucho i o wiele cieplej. W Grabie mała pauza i znowu strzała do domu. Mimo lekkiego zmęczenia wyjazd świetny. No i mój Giant nabił dziś 10 000 km przez półtora roku.

Wschód słońca za Dobrzycą
Wschód słońca za Dobrzycą © tomstar
Mała przerwa w parku w Koźminie
Mała przerwa w parku w Koźminie © tomstar
Na rynku w Borku
Na rynku w Borku © tomstar
Rowery na stacji w Jarocinie
Rowery na stacji w Jarocinie © tomstar
Mała przerwa w Grabie
Mała przerwa w Grabie © tomstar


  • DST 74.36km
  • Czas 02:55
  • VAVG 25.49km/h
  • VMAX 44.93km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Kalorie 1988kcal
  • Podjazdy 382m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żerków w deszczu

Sobota, 9 kwietnia 2016 · dodano: 09.04.2016 | Komentarze 2

Dwie różne pogody zapowiadały różne warunki na dziś. Meteo, na którym zawsze się opieramy, mówiło o deszczu, jednak twoja pogoda twierdziła, że będzie 17 stopni i słońce. Bardzo duża rozbieżność. Jednak umawiamy się z Baką na 6 rano. Jedziemy bez względu na warunki. Wstaję o 5 i stwierdzam, że pada, nie mocno ale jednak dość intensywnie mży. Całe szczęście, że umówiłem się z Baką, bo obawiam się, że gdybym miał jechać sam może bym sobie odpuścił. A więc lecimy, jedziemy standardem na Dobrzycę i Żerków. Cały czas lekko pada, ale jedzie się dobrze. W Jarocinie wjeżdżamy na stację, ale nie pijemy kawy i nic nie jemy. Potem lecimy na Żerków. Tutaj można ładnie się rozbujać, więc do samego Żerkowa lecimy na lemondkach. Mała pauza na rynku w Żerkowie i potem już bez przerwy do domu. Cały czas padało, ale deszcz nam dzisiaj nie przeszkadzał i dobrze, że wyjechaliśmy.
Mała przerwa na stacji w Jarocinie
Mała przerwa na stacji w Jarocinie © tomstar
Rynek w Żerkowie
Rynek w Żerkowie © tomstar
Mała przerwa na rynku w Żerkowie
Mała przerwa na rynku w Żerkowie © tomstar

Kategoria |50-100KM|, Z BAKĄ|


  • DST 112.20km
  • Czas 04:39
  • VAVG 24.13km/h
  • VMAX 37.09km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 2871kcal
  • Podjazdy 607m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piękny początek miesiąca

Niedziela, 3 kwietnia 2016 · dodano: 03.04.2016 | Komentarze 2

Umówiony jestem na dziś z Miłoszem i Baką na godzinę 6 rano. Pogoda robi nam się coraz lepsza i można już od rana wyjeżdżać. Co prawda o 6 rano jest jeszcze chłodno, ale gdy tylko słońce wstaje robi się coraz cieplej i przyjemniej. Plan na dziś to 100km. Było kilka wariantów trasy, ale padło na Odolanów, dawno tam nie byliśmy, a droga fajna, tym bardziej, że zapowiadali północny wiatr i powrót będziemy mieli z wiatrem. Spotykamy się na rynku i lecimy na Raszków. W Raszkowie robimy pauzę na kawę, bo jeszcze troszkę chłodno. Potem lecimy prosto na Odolanów. Tam też robimy małą pauzę i kierujemy się na Krotoszyn. Mamy tutaj świetną drogę przez las, słońce pięknie już świeci i jest bardzo przyjemnie. Jedzie się na prawdę rewelacyjnie. W Krotoszynie robimy pauzę na śniadanie. Standardowo kiełbacha i kawa. Potem dobrą, szybką trasą na Koźmin. W Koźminie jest już tak ciepło, że zakładam krótkie rękawiczki i ściągam wiatrówkę. Jest na prawdę rewelacyjnie. Lecimy spokojnie do Dobrzycy, tam mała pauza i już prosto do domu. Wyszło trochę ponad 110km. Czuję się super, wyjazd na prawdę udany i mimo tego, że zapowiadali dość silny wiatr to w ogóle nam nie przeszkadzał, a momentami wydawało się, że wcale nie wieje.
Wschód słońca za Taczanowem
Wschód słońca za Taczanowem © tomstar
Na stacji w Raszkowie
Na stacji w Raszkowie © tomstar
Mały odpoczynek w Odolanowie
Mały odpoczynek w Odolanowie © tomstar
I kiełbacha w Krotoszynie na stacji
I kiełbacha w Krotoszynie na stacji © tomstar
Pauza w Koźmienie na rynku
Pauza w Koźminie na rynku © tomstar
Ostania przerwa w Dobrzycy w parku
Ostania przerwa w Dobrzycy w parku © tomstar



  • DST 101.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 25.25km/h
  • VMAX 42.37km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Kalorie 2697kcal
  • Podjazdy 345m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolejna stówa w marcu

Poniedziałek, 28 marca 2016 · dodano: 28.03.2016 | Komentarze 0

Wczoraj odpoczynek i wyżerka, a dziś obowiązkowe spalanie kalorii. Na poniedziałek umówieni jesteśmy z Baką już od czwartku. Miał z nami jechać jeszcze Miłosz, ale niestety nie udało mu się zorganizować. Spotykamy się z Baką o 7 rano. Plan jest na 100km. Trasę wyznaczyłem już wczoraj wieczorem. Były dwie opcje, albo standardem na Ostrów i Kalisz, lub na Odolanów i Krotoszyn. Wybieramy jednak Ostrów i Kalisz, bo tam mamy fajne drogi i w wielu miejscach można pośmigać na lemondce. Pogoda bardzo fajna, ciepło, bez wiatru, szkoda tylko, że nie ma słońca. Lecimy na Dobrzycę, w Fabianowie skręcamy na wioski i kierujemy się na Ostrów. Od Ligoty mamy świetny asfalt i praktycznie 20km do samego Ostrowa lecimy na lemondkach. W Raszkowie na rynku tylko mała pauza i jedziemy na piaski do Ostrowa. Tam też mały odpoczynek i dalej wioskami kierujemy się na Kalisz. Tym razem nie robimy przerwy na stacji w Kaliszu. Odpuszczamy sobie kawę i parówę i lecimy na Janków. Tutaj ponownie świetna droga i można się rozbujać. Mamy dużo górek, ale to dobrze, bo przyda się trening przez Libercem. Dojeżdżamy do Jankowa i skręcamy już na Pleszew. Teraz mamy pod wiatr, ale nie jest on taki mocny żeby przeszkadzać. Robimy jeszcze mały odpoczynek na moście nad Prosną i jedziemy do domu. Wychodzi idealne 101km w równe 4 godziny. I kolejna stówa w marcu zaliczona.
Mała pauza na rynku w Raszkowie
Mała pauza na rynku w Raszkowie © tomstar
Jezioro na Piaskach w Ostrowie
Jezioro na Piaskach w Ostrowie © tomstar
Na Piaskach w Ostrowie
Na Piaskach w Ostrowie © tomstar
Droga gdzieś pomiędzy Ostrowem a Kaliszem
Droga gdzieś pomiędzy Ostrowem a Kaliszem © tomstar
W Kaliszu
W Kaliszu © tomstar
Pauza na moście za Jankowem
Pauza na moście za Jankowem © tomstar



  • DST 40.80km
  • Czas 01:41
  • VAVG 24.24km/h
  • VMAX 45.18km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Kalorie 1048kcal
  • Podjazdy 134m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szybka runda w deszczu

Sobota, 26 marca 2016 · dodano: 26.03.2016 | Komentarze 2

Umówiliśmy się z Baką na godzinę 7. Dziś na szybko chcieliśmy zrobić 60 km, bo potem trzeba wracać do domu i szykować jedzonko na święta. Także mieliśmy polecieć szybką trasą na Janków, Chocz i Gizałki. Niestety poranna pogoda weryfikuje nasze plany. Mocno wieje, zimno i pada. Ale mimo wszystko lecimy. Skracamy dystans do 40km przez Czermin i Dobrzycę. Do Dobrzycy mamy pod wiatr, a dodatkowo w Kotlinie zaczyna dość mocno padać. Kropi już tak do samego domu. Ale w drodze powrotnej z Dobrzycy mamy z wiatrem i kładąc się na lemondce można lecieć około 37km/h. W domu umyłem jeszcze rower i nasmarowałem łańcuch. Po za tym w tygodniu przyjechały naszywki, które zamówiłem. Wymyśliłem sobie, że będę je miał na sakwach wraz z adresem swojego bloga. Mam zamiar naszyć je sobie na boki sakw gdy będę je zakładać na dłuższe wyjazdy. Naszywki są super, logo wygląda wyśmienicie.

Naszywki na sakwy z logo bikestats
Naszywki na sakwy z logo bikestats © tomstar
Przerwa w Dobrzycy
Przerwa w Dobrzycy © tomstar
Kategoria DO 50KM|, Z BAKĄ|


  • DST 52.76km
  • Czas 02:19
  • VAVG 22.77km/h
  • VMAX 43.21km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Kalorie 1376kcal
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mały wypad na śniadanie do Kalisza

Niedziela, 20 marca 2016 · dodano: 20.03.2016 | Komentarze 0

Dzisiejszy wyjazd uzależniony był od warunków jakie będą dziś panować. Zapowiadali, że ma od samego rana padać. Jestem więc z Baką umówiony na telefon. Wstaję o 7 rano i deszczu nie widać. Napisałem do Baki, że lecimy o 9. Na dziś szybka trasa standardem do Kalisza na śniadanie. Baka idzie jeszcze na 14 do roboty, więc musimy się szybko uwinąć. Wiatr wieje dość mocno, ale mamy go w plecy i jedzie się bardzo przyjemnie. Jedziemy bez przerwy do samego Kalisza. Wjeżdżamy na stację na kawę i parówę. Teraz będzie już gorzej, bo wiatr będziemy mieć prosto w twarz. Momentami jest dość ciężko, bo wiatr na prawdę mocny. Po raz kolejny przydaje się lemondka. Niestety nie wszędzie można ją wykorzystać, bo jedziemy głównie ścieżką, a tutaj ciężko się złożyć i lecieć 30km/h. Ale gdy tylko mamy trochę asfaltu od razu kładziemy się na lemondkę i tniemy ile fabryka dała. Uwinęliśmy się szybko i na 12 jesteśmy w domu.
Panorama Kalisza
Panorama Kalisza © tomstar
Na stacji w Kaliszu
Na stacji w Kaliszu © tomstar

Kategoria |50-100KM|, Z BAKĄ|


  • DST 75.60km
  • Czas 02:52
  • VAVG 26.37km/h
  • VMAX 46.78km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 2252kcal
  • Podjazdy 339m
  • Sprzęt Giant Roam 2 Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nowości, nowości - lemondka, hamulce

Sobota, 19 marca 2016 · dodano: 19.03.2016 | Komentarze 2

Dziś są moje urodziny, stary jestem bo wybiło mi 36, ale czuje się na 18 ;-) Wczoraj popołudniu odebrałem rower z serwisu, a na wieczór dostałem od żony lemondkę. Po wywrotce z zeszłego tygodnia oba kółka musiały pójść do centrowania, ale to w sumie dobrze, bo i tak rower jechał na zmianę hamulców. W tygodniu przyszły zamówione SLXy, w końcu się doczekałem. We wtorek rowerek stał już na serwisie, ładnie się uwinęli, bo wczoraj mogłem go już odebrać. Wieczorkiem usiadłem jeszcze i zamontowałem lemondkę. Rowerek wygląda teraz obłędnie. Nie mogło być inaczej żeby dziś nie zrobić testów. Jestem umówiony z Baką na 10. W planach Żerków. Tam jest dobra droga, która idealnie nadaje się na testy lemondki. Wyjeżdżamy z miasta i wpadamy na prostą do Dobrzycy. Pierwsze wrażenie - masakra. Z dużą niepewnością układałem się na lemondce. Sprawa nie jest wcale taka łatwa dla początkującego. Inaczej się jedzie i prowadzi rower. Ale ogólnie od razu prędkość podskakuje o 5km/h. Kilka razy się układam i wstaję żeby złapać pewność. Dojeżdżamy do Jarocina. Stamtąd jest świetna droga na Żerków. Startujemy z dobrej górki, łapiemy średnią około 40km/h i tak lecimy do samego Żerkowa. Wiatr dodatkowo mamy w plecy, więc leci się świetnie. W Żerkowie mały odpoczynek i przez Grab wracamy do domu. Tutaj już trochę pod wiatr i muszę przyznać, że lemondka w takich warunkach to zbawienie. Z Grabu do Pleszewa mamy 15km i tam lecimy cały czas 27 - 30 km/h a mamy centralnie pod wiatr, który jest dość mocny. Jestem zmęczony, ale podejrzewam, że bez lemondki byłoby o wiele gorzej. Także zakup uważam za genialny. Po za tym hamulce. Trzymają się super, wyglądają super i pracują super. Tarcze mam XT, które są genialne, twarde, sztywne i mocne. Zakup fantastyczny. Dzisiejszy wyjazd świetny.
Giant z nowym osprzętem
Giant z nowym osprzętem © tomstar
Lemondka na Giancie
Lemondka na Giancie © tomstar
Hamulce SLX przód
Hamulce SLX przód © tomstar
Hamulce SLX tył
Hamulce SLX tył © tomstar
Klamki SLX
Klamki SLX © tomstar
Na małej pauzie w Dobrzycy
Na małej pauzie w Dobrzycy © tomstar
W Żerkowie na rynku
W Żerkowie na rynku © tomstar
Ostatnia pauza w Grabie przy sklepie
Ostatnia pauza w Grabie przy sklepie © tomstar

Kategoria |50-100KM|, Z BAKĄ|