-
|50-100KM|
BIKEORIENT|
CZASÓWKA|
DO 50KM|
GDAŃSK 2014|
GEOCACHING|
GÓRA KAMIEŃSK|
GÓRY|
LIBEREC 2016|
NOCNE WYPADY|
POWYŻEJ 100KM|
POWYŻEJ 200KM|
POWYŻEJ 300KM|
POWYŻEJ 400KM|
POWYŻEJ 500KM|
SAMOTNIE|
WYPRAWY|
Z BAKĄ|
Z MIKOŁAJEM|
Z MIŁOSZEM|
Z ŻONĄ|
ZAWODY|
Info
Mam na imię Tomek vel tomstar opisuję tutaj moje duże, średnie i mniejsze wyjazdy rowerowe. Jeżeli chcesz mi potowarzyszyć zapraszam do lektury i komentarzy. Pochodzę z Pleszewa, nie za dużej miejscowości w Wielkopolsce niedaleko Kalisza i Jarocina. Jeżdżę przede wszystkim po asfalcie, a wyjazdy traktuję jako wycieczkę i przygodę. Towarzyszy mi mój Giant, a w trasy staram się wyjeżdżać z przyjaciółmi.
Przejechałem już: 63213.04 kilometrów
W tym w terenie: 604.00
Moja średnia prędkość: 26.30 km/h .
Więcej o mnie.
DODAJ WPIS
PROFIL
WYLOGUJ
KANAŁ RSS
WYSZUKAJ NA BLOGU TOMSTAR
Moje rowery
Archiwum bloga
- 2024, Wrzesień4 - 0
- 2024, Sierpień10 - 0
- 2024, Lipiec11 - 0
- 2024, Czerwiec14 - 0
- 2024, Maj11 - 1
- 2024, Kwiecień3 - 2
- 2024, Marzec4 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień1 - 0
- 2023, Listopad1 - 0
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Wrzesień6 - 0
- 2023, Sierpień14 - 0
- 2023, Lipiec21 - 4
- 2023, Czerwiec13 - 0
- 2023, Maj13 - 0
- 2023, Kwiecień11 - 0
- 2023, Marzec5 - 0
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Październik4 - 0
- 2022, Wrzesień4 - 0
- 2022, Sierpień13 - 0
- 2022, Lipiec9 - 0
- 2022, Czerwiec12 - 3
- 2022, Maj10 - 4
- 2022, Kwiecień8 - 0
- 2022, Marzec3 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień6 - 0
- 2021, Sierpień7 - 0
- 2021, Lipiec17 - 1
- 2021, Czerwiec15 - 0
- 2021, Maj11 - 2
- 2021, Kwiecień3 - 2
- 2021, Marzec5 - 1
- 2021, Luty2 - 0
- 2020, Listopad3 - 0
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Wrzesień8 - 0
- 2020, Sierpień13 - 5
- 2020, Lipiec15 - 0
- 2020, Czerwiec14 - 0
- 2020, Maj15 - 0
- 2020, Kwiecień13 - 17
- 2020, Marzec7 - 6
- 2020, Luty4 - 0
- 2019, Październik2 - 0
- 2019, Wrzesień9 - 0
- 2019, Sierpień15 - 0
- 2019, Lipiec16 - 3
- 2019, Czerwiec11 - 10
- 2019, Maj11 - 4
- 2019, Kwiecień5 - 3
- 2019, Marzec7 - 13
- 2019, Luty1 - 0
- 2018, Listopad1 - 1
- 2018, Październik6 - 0
- 2018, Wrzesień10 - 10
- 2018, Sierpień7 - 0
- 2018, Lipiec7 - 2
- 2018, Czerwiec4 - 0
- 2018, Maj7 - 5
- 2018, Kwiecień5 - 0
- 2017, Grudzień1 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień3 - 0
- 2017, Lipiec6 - 0
- 2017, Czerwiec4 - 10
- 2017, Maj8 - 0
- 2017, Kwiecień2 - 0
- 2017, Marzec2 - 0
- 2017, Styczeń1 - 0
- 2016, Październik1 - 4
- 2016, Wrzesień1 - 0
- 2016, Sierpień7 - 0
- 2016, Lipiec14 - 31
- 2016, Czerwiec5 - 4
- 2016, Maj5 - 6
- 2016, Kwiecień9 - 11
- 2016, Marzec6 - 6
- 2016, Luty3 - 2
- 2016, Styczeń1 - 2
- 2015, Grudzień1 - 0
- 2015, Listopad1 - 2
- 2015, Październik6 - 11
- 2015, Wrzesień7 - 0
- 2015, Sierpień14 - 18
- 2015, Lipiec11 - 3
- 2015, Czerwiec9 - 11
- 2015, Maj11 - 6
- 2015, Kwiecień4 - 0
- 2015, Marzec8 - 0
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń3 - 3
- 2014, Grudzień3 - 0
- 2014, Listopad7 - 3
- 2014, Październik7 - 2
- 2014, Wrzesień7 - 1
- 2014, Sierpień15 - 11
- 2014, Lipiec17 - 5
- 2014, Czerwiec16 - 8
- 2014, Maj9 - 5
- 2014, Kwiecień3 - 0
- 2014, Marzec1 - 0
- 2014, Luty2 - 0
- 2014, Styczeń1 - 0
- 2013, Listopad9 - 7
- 2013, Październik9 - 9
- 2013, Wrzesień12 - 11
- 2013, Sierpień17 - 34
- 2013, Lipiec19 - 23
- 2013, Czerwiec16 - 35
Wpisy archiwalne w kategorii
Z BAKĄ|
Dystans całkowity: | 25638.50 km (w terenie 8.00 km; 0.03%) |
Czas w ruchu: | 963:48 |
Średnia prędkość: | 26.60 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.60 km/h |
Suma podjazdów: | 123268 m |
Suma kalorii: | 504528 kcal |
Liczba aktywności: | 240 |
Średnio na aktywność: | 106.83 km i 4h 00m |
Więcej statystyk |
- DST 113.44km
- Czas 04:27
- VAVG 25.49km/h
- VMAX 43.21km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 2426kcal
- Podjazdy 417m
- Sprzęt Giant Roam 2 Disc
- Aktywność Jazda na rowerze
Spokojna rozjazdówka
Niedziela, 17 czerwca 2018 · dodano: 17.06.2018 | Komentarze 0
Na ten weekend zaplanowałem po stówce na każdy dzień. Wczoraj trasę ustalał Baka, tak więc dziś trasę wybrałem ja. Umawiamy się tak samo jak wczoraj na 6 rano. Wstaję bez problemów, kawka i śniadanie jak zwykle. Szykuję maszynę, rozciągam się i czekam za Baką. Początek mamy taki sam jak wczoraj. Lecimy bokami na Jedlec i Kuchary. Dalej już bokami na Bronów i potem Ligotę. Jedzie się przyjemnie. Dziś robi się szybciej ciepło. Przed Ligotą ściągam już bluzę. Robimy pauzę na śniadanie i lecimy dalej. Z Ligoty do Raszkowa robimy szybki sprint. Jest tu dobra droga, więc te 10km pocinamy na maksa. Potem znowu spokojnie do Krotoszyna. W Krotoszynie wjeżdżamy na pauzę na rynek. Chwilę tutaj odpoczywamy i lecimy na Dobrzycę. Tutaj znowu robimy sprincik do Rozdrażewa. W Dobrzycy znowu mała pauza i do domu znowu sprint. Na koniec robi się już gorąco, więc dobrze, że jesteśmy już w domu.
Pauza przed Ligotą © tomstar
Piękny rynek w Krotoszynie © tomstar
Na rynku w Krotoszynie © tomstar
W Dobrzycy © tomstar
Kategoria POWYŻEJ 100KM|, Z BAKĄ|
- DST 111.20km
- Czas 04:21
- VAVG 25.56km/h
- VMAX 53.96km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 2272kcal
- Podjazdy 564m
- Sprzęt Giant Roam 2 Disc
- Aktywność Jazda na rowerze
Szybka stówka przed meczami
Sobota, 16 czerwca 2018 · dodano: 16.06.2018 | Komentarze 0
Już odpocząłem po Decathlon Carbon Challenge, więc trzeba znowu wyskoczyć na rowerek. Dziś mało czasu, bo mecze zaczynają się już o 12. Umawiam się z Baką na 6 rano. Dziś Baka prowadzi. Wyznaczył trasę bokami za Kaliszem. Pogoda jest świetna, nie ma wiatru, jest ciepło i słonecznie. Lecimy spokojnie bokami na Kalisz potem wspaniałą ścieżką rowerową wzdłuż Prosny. Ścieżka prowadzi przez cały Kalisz, leci praktycznie przez centrum, a jednak trochę z boku. Jest spokój i cisza. A sama ścieżka jest w całości z asfaltu. Prowadzi jeszcze daleko za Kalisz przez lasy aż do Szałe. Stamtąd lecimy już bokami. Baka tak wyznaczył trasę, że mam problem jak teraz narysować mapę. Wracamy spokojnie do domu o 11. Jest czas na kompanie i szykowanie do meczów.
Pierwsza pauza © tomstar
Druga pauza © tomstar
Trzecia pauza © tomstar
Kategoria POWYŻEJ 100KM|, Z BAKĄ|
- DST 404.19km
- Czas 17:20
- VAVG 23.32km/h
- VMAX 38.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 8687kcal
- Podjazdy 1258m
- Sprzęt B'Twin Ultra 900 CF
- Aktywność Jazda na rowerze
Decathlon Carbon Challenge
Piątek, 8 czerwca 2018 · dodano: 27.06.2018 | Komentarze 0
Zupełnie przypadkowo natrafiłem na konkurs organizowany przez Decathlon. Trzeba było napisać w 300 znakach "O czym myślisz jak jeździsz rowerem". Napisałem kilka zdań i wysłałem. Spośród zgłoszonych osób jury miało wylosować grupę osób, które otrzymają szosę BTwin Ultra 900 na 48 godzin. W ciągu tych dwóch dni trzeba wykręcić jak największą liczbę kilometrów. Wygrywa ten, który wykręci jak najwięcej. Do wygrania właśnie ta szosa. Nieoczekiwanie 4 czerwca przyszły wyniki i okazało się, że się zakwalifikowałem. Byłem jednym z 42 szczęśliwców. Termin wypadł mi od razu po ogłoszeniu wyników czyli 7-9 czerwca. Nie byłem zbytnio przygotowany, ale na całe szczęście mam urlop więc mi pasuje. Umówiłem się na czwartek na 17 po odbiór roweru do Poznania. Dołączył do mnie Baka. Wrzuciliśmy jego auto na dach i pojechaliśmy. W Decathlonie poszło bardzo szybko. Od razu dostałem rower i kamerę, na której miałem uwiecznić zdjęcia i filmy z trasy. Miałem plan na 700km, wydawało mi się, że jest to osiągalne. Na początek powrót do domu. Jedziemy w stronę Kórnika, tak aby jak najszybciej wydostać się z Poznania. Co 25 kilometrów robimy zdjęcie. Tak mówił regulamin. Nigdy wcześniej nie jeździłem szosą, dlatego miałem małe obawy, ale bardzo szybko się oswoiłem i leciało się na prawdę świetnie. Rower ma ramę karbonową i cały osprzęt Shimano 105. Maszyna jest leciutka i bardzo zwinna. Świetnie się zbiera, a podjazdy to czysta przyjemność. Z Kórnika dojeżdżamy do trasy 11. Mieliśmy pojechać nią tylko 3km, ale jest tak duży ruch, że nie chcemy się pchać, tym bardziej, że nie ma pobocza. Przecinamy więc trasę i jedziemy na Pyzdry. Wyjdzie nam więcej o 30 km, ale w tym przypadku nie ma to znaczenia. Robi się wieczór, słońce zachodzi i jest o wiele przyjemniej. Robimy małe kółeczko, żeby przejechać Wartę i kierujemy się do domu. Dojeżdżam o godzinie 00:30. Baka pojechał do domu żeby odpocząć, a ja przepakowuje się, ubieram w cieplejsze rzeczy i szykuję się na dalszą jazdę. O 1 w nocy ruszam na pierwszą setkę. Zaplanowałem sobie robienie kółek po 100km, po każdym okrążeniu mały odpoczynek w domu. Jadę na Janków, stamtąd na Chocz i Gizałki, potem na Jarocin i przez Dobrzycę do domu. Trasę zapisuję na dwóch źródłach, żeby w razie awarii mieć alternatywę. Jedno to zegarek Suunto druga to aplikacja Runtastic. Nocka nie jest taka zła, ale jest dość chłodno. Cieszę się gdy już o 4 rano robi się jasno i powoli coraz cieplej. Po drodze nagrywam jeszcze filmik. W domu jestem o 7 rano. Ale czuję już zmęczenie. Wykąpałem się, zjadłem coś i na chwilę się położyłem. Troszkę mi się zdrzemło, ale tylko małe 30 minut. Bardzo mi to pomogło. Zebrałem się, wypiłem kawę i ruszyłem na drugą stówę. Teraz jest już bardzo ciepło. Jadę tak samo jak w nocy. Jedzie się przyjemnie, ale coraz bardziej odczuwam zmęczenie. Muszę robić częściej pauzy i niestety zwalniam tempo. W drodze powrotnej wjechałem jeszcze do pracy żeby pokazać chłopakom rower. Mam małe opóźnienie w stosunku do planu, ale mam zapas 30km. W domu jestem chwilę po 14. Znowu się wykapałem i zjadłem. Baka ma przyjechać o 15 i tą stówę zrobić ze mną. Niestety nie jest dobrze. Odczuwam już duże zmęczenie, mam obtarty tyłek i zaczynają boleć kolana. Dziwi mnie to, bo przecież dokładnie rok temu pojechaliśmy w Bieszczady i tam 500km zrobiłem bez większego problemu w 34 godziny. Dlatego tutaj, mając dom pod nosem i pełny "serwis" liczyłem na więcej. Jestem trochę rozczarowany. Ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. O 15 wyjeżdżamy. Mamy zrobić 100km, a potem mam zaplanowane spanko, tak około 6 godzin. Potem o 10 rano powrót do Poznania. Miało dać mi to 600km i bardzo dobry wynik w konkursie. Niestety szybko po wyjechaniu czuję, że nie zrobię tej stówy. Jest mega gorąco i już wszystko mnie boli. Skracamy trasę do 70km. I na ostatnich nogach dokulałem się do domu. Stwierdziłem, że na pewno nie pojadę w nocy. Muszę odpocząć. Najwyżej wyjdzie tylko 500km. Jednak nocka nie pomogła. Rano czuję się jakbym spadł z dachu. Spałem jak zabity od 22 do 8 rano. Budzi mnie sms od Baki. Niestety odpisuję mu, że nie dam rady wrócić do Poznania. Dupa nadal boli, a kolana i plecy wołają o pomstę do nieba. Ledwo się ruszam. Niestety chyba jestem już na to za stary. Szkoda, bo dystans 400km nie jest jakimś wielkim wyczynem i wydaje mi się, że bez problemu zostanie pobity. Ale nic nie poradzę. Wyczyściłem szosę, odkręciłem swoje rzeczy i uszykowałem ją do oddania. Zapakuję ją do bagażnika i popołudniu odwiozę. Jestem rozczarowany, ale znam dobrze swoje ciało i wiem, że dalsza jazda mogłaby się skończyć poważną kontuzją, a tak naprawdę sezon w pełni i jeszcze dużo można pojeździć. Co do szosy. Po duathlonie w Czempinie strasznie się napaliłem na kupno. Już od dawna oglądałem różne modele i czaiłem się żeby coś wybrać. Dobrze się złożyło, że miałem okazję pojeździć przed zakupem. I stwierdzam, że jednak nie chce szosy. Doświadczenie, które zdobyłem jeżdżąc przez te 400km potwierdziło, że nie jest to maszyna na moje potrzeby. Lubię długie wyjazdy, spokojnie pokręcić się po okolicy, czasem gdy mam dobry asfalt polecieć trochę szybciej. Mój Giant daje mi możliwość robić to wszystko na raz. Rower jest uniwersalny. Mogę założyć bagażnik i sakwy i polecieć w trasę, albo położyć się na lemondce i zrobić szybką stówę. Szosa jest rowerem, według mnie, tylko do ścigania. I w tym jest genialna, pięknie się składa, jest zwinna i mega szybka. Ale pozycja nie sprzyja długim, spokojnym wyjazdom. Bolały mnie plecy i ręce. Szosa byłaby wykorzystywana przeze mnie tylko okazyjnie, na zawody raz w roku i może kilka razy w sezonie żeby sobie pośmigać. Także nie będę zły jak nie wygram, a na pewno na razie nie kupię sobie swojej szosy. Tak więc zakończyłem wyzwanie z dystansem 404,19 km. Nie jest to jakiś piorunujący wynik, ale wystarczy. Szkoda, że nie 600km. Bardzo fajny konkurs i gratuluję pomysłu. Nagroda świetna, bo szosa warta jest 6500zł. I o taka nagrodę warto walczyć.
Szosa świeżo odebrana z Decathlonu © tomstar
Na pierwszej pauzie © tomstar
Z Baką na pauzie © tomstar
Pauza w Zakrzewiu © tomstar
Jestem oświecony © tomstar
Powolutku zachodzi słońce © tomstar
Już coraz bliżej domu © tomstar
Na pauzie na pierwszej stówie po okolicy © tomstar
Nocka © tomstar
W Czerminie © tomstar
Pauza w Dobrzycy © tomstar
W domu po pierwszym kółku © tomstar
Pauza na drugim kółku © tomstar
Ponownie w Czerminie © tomstar
Ścieżka na Jarocin © tomstar
Na pauzie © tomstar
Pauza w Jarocinie © tomstar
Trzecie kółko już z Baką © tomstar
Już prawie koniec © tomstar
Kategoria NOCNE WYPADY|, POWYŻEJ 400KM|, SAMOTNIE|, WYPRAWY|, Z BAKĄ|, ZAWODY|
- DST 109.52km
- Czas 04:34
- VAVG 23.98km/h
- VMAX 52.09km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 2228kcal
- Podjazdy 303m
- Sprzęt Giant Roam 2 Disc
- Aktywność Jazda na rowerze
Zaczynamy od ciepłej stówki
Niedziela, 8 kwietnia 2018 · dodano: 08.04.2018 | Komentarze 0
Nadszedł wreszcie czas żeby wyjechać na rower. Niestety pogoda aż do
teraz nie rozpieszczała nas i jak dla mnie nie było dobrych warunków na
rower. Ale teraz wybuchła nam wiosna i nie ma bata trzeba dziś wyjechać.
Wyciągam Bakę i umawiamy się na 10 rano. Plan oczywiście na stówę. Nie
będziemy się rozpieszczać i bawić w jakieś mniejsze dystanse. Zaczynamy z
grubej rury, terapia wstrząsowa po zimie. Wyznaczamy trasę pod wiatr,
żeby mieć do domu z wiatrem. Jedziemy na Odolanów i wracamy bokiem
Ostrowa. Nie ma szaleństwa, ale nie jest aż tak źle. Jedziemy spokojnie i
bez spiny. Po 16 jesteśmy w domu. Przed sezonem wymieniłem siodełko
oraz kasetę i łańcuch. Rower gotowy, a za miesiąc przetestuje go na
duathlonie w Czempinie. Maszyna zasłużyła też na nowe zdjęcie.
Giant Roam 2 Disc © tomstar
Pauza w Raszkowie © tomstar
W Raszkowie © tomstar
Pauza w Odolanowie © tomstar
Kategoria Z BAKĄ|, POWYŻEJ 100KM|
- DST 518.60km
- Czas 23:34
- VAVG 22.01km/h
- VMAX 50.58km/h
- Kalorie 10547kcal
- Podjazdy 2114m
- Sprzęt Giant Roam 2 Disc
- Aktywność Jazda na rowerze
A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady - Pleszew - Sanok 518km
Piątek, 9 czerwca 2017 · dodano: 10.06.2017 | Komentarze 5
A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady - myśl przewodnia tego wyjazdu.
O tym żeby spróbować przełamać kolejną barierę dystansu non stop myślałem od dawna. 400 km już mam, więc teraz czas na 500km. Cel był znany od dawna - Solina. Myśleliśmy o niej już w zeszłym roku jednak czas nie pozwolił. W tym roku nie ma wymówek. Już w marcu ustaliłem sobie urlop, zaklepałem nocleg w Solinie i szykowałem się do jazdy. Na ten dystans jedzie ze mną Baka. Dopracowaliśmy wszystko i czekaliśmy aż nadejdzie ten sądny dzień. Wyruszamy w czwartek o 6 rano. Spotykamy się na rynku, sakwy zapakowane, mamy wszystko co potrzeba. Mamy narzędzia w razie awarii, ciepłe ciuchy na noc i pełno jedzenia. Trasę wyznaczał Baka. Mamy jechać totalnymi bokami. Wszystkie zakamarki sprawdzone na mapach, więc wiemy, że wszędzie będzie przejezdnie. Jedziemy na Kalisz. Stamtąd już bokami na Brzeziny. Muszę przyznać, że nie jedzie mi się całkiem komfortowo. Sakwa ciężka, rowerem rzuca i trochę od początku bolą nogi. Ale deptamy, spokojnie na 22km/h. Nie ma się co spieszyć. Mamy czas. Pogodę mamy idealną. Nie ma wiatru, jest ciepło, ale nie gorąco. Z Brzezin lecimy na Złoczew. Wszystko bez jakichkolwiek problemów. Powoli połykamy kilometry. Kierujemy się na Radomsko. To pierwsze większe miasto, ale udaje nam się przez nie przelecieć bez większego problemu. Z Radomska znowu wracamy na boczne drogi. Przed Pińczowem łapie nas wieczór. O godzinie 22 jest tak zimno, że ubieramy wszystko co mamy. Licznik pokazuje 8 stopni. Całe szczęście mam wszystko. Czapka, rękawiczki, komin i nawet pokrowce na buty. Jest naprawdę mega zimno. W taki sposób dojeżdżamy do Buska Zdrój. Jest noc i dobrze, bo wpadamy na trasę krajową i musimy nią jechać ponad 40km, żeby przekroczyć Wisłę. Całe szczęście mamy bardzo szerokie pobocze, bo mimo nocy jest dużo tirów. Przekraczamy Wisłę i o 1 w nocy jesteśmy w Szczucinie. Na rynku robimy pauzę i wracając na boki jedziemy dalej. Od 200 kilometra jedzie mi się już super. Na jednej z pauz wypiłem kawę, zjadłem hotdoga i odpoczęliśmy. Nogi nie bolą i jedzie się bardzo, bardzo dobrze. Nocka też nie jest straszna gdy mamy ciepłe rzeczy. Nad ranem zaczynają się górki, na razie małe, ale podjazdy są już coraz częstsze. Gdy wstaje słońce jesteśmy w Pilźnie. No i niestety tutaj znowu musimy wpaść na trasę, a teraz ruch jest już masakryczny. Przejechaliśmy tylko poboczem i chodnikami jakieś 4 km i zaczęliśmy szukać innych boków. Jazda krajówką jest zbyt niebezpieczna. Swoją drogą zauważyłem, że tutaj nigdzie nie ma ścieżek rowerowych. Znaleźliśmy trasę i bokami ominęliśmy Jasło i Krosno. Teraz kierujemy się już na Sanok. Muszę przyznać, że zmęczenie daje się już we znaki. Mamy 420km w nogach, a góry coraz wyższe. Podjazdy są ciężkie i bardzo strome. Powoli dobijamy do Sanoka. Tutaj już pełno aut. Jest przed południem, więc środek dnia. Ciąg dalszy braku jakiejkolwiek infrastruktury rowerowej trwa. Miasto jest zawalone. Przebiegają tutaj dwie trasy, z czego jedna to droga do granicy z Ukrainą. Tir na tirze. Na chodnikach pełno ludzi. Zatrzymujemy się jeszcze na zakupy i przed nami ostatnie 35km. Niestety ledwo co wyjechaliśmy po za miasto. Skończył się chodnik. Zatrzymaliśmy się na przystanku i analizujemy. Ruch straszny, brak jakiegokolwiek pobocza i ścieżki. Honor nie pozwala nam odpuszczać, ale zdrowy rozsądek zwycięża. Bezpieczeństwo jest ważniejsze. Nie ma innej drogi z Sanoka do Soliny. Trzeba około 21 km przejechać do Uherców, a ta droga jest zbyt niebezpieczna. Z ciężkim sercem stwierdzamy, że dalsza droga nie ma sensu. Mamy swoje 500km na liczniku, więc cel osiągnięty. Niestety nie wjedziemy rowerami na zaporę w Solinie. Dzwonię po ojca, który jest w Solinie. Przyjeżdża po nas autem i końcówkę dobijamy już spokojnie w samochodzie. Jadąc ten "kawałek" i patrząc przez okno utwierdzamy się w swojej decyzji. Ruch jest olbrzymi i przejazd kosztowałby nas zbyt dużo. Nie warto ryzykować.
Tak więc kolejna bariera złamana. Mam 500km ciągłej jazdy rowerem bez snu. Trasa świetna mimo nie takiego finału jakiego oczekiwałem. Czuję się zadziwiająco dobrze i dziś rano bez problemów wstałem już o 6 na kawę. Jesteśmy w Bieszczadach i przyjechaliśmy tutaj rowerami, na koniec świata. Jest pięknie.
O tym żeby spróbować przełamać kolejną barierę dystansu non stop myślałem od dawna. 400 km już mam, więc teraz czas na 500km. Cel był znany od dawna - Solina. Myśleliśmy o niej już w zeszłym roku jednak czas nie pozwolił. W tym roku nie ma wymówek. Już w marcu ustaliłem sobie urlop, zaklepałem nocleg w Solinie i szykowałem się do jazdy. Na ten dystans jedzie ze mną Baka. Dopracowaliśmy wszystko i czekaliśmy aż nadejdzie ten sądny dzień. Wyruszamy w czwartek o 6 rano. Spotykamy się na rynku, sakwy zapakowane, mamy wszystko co potrzeba. Mamy narzędzia w razie awarii, ciepłe ciuchy na noc i pełno jedzenia. Trasę wyznaczał Baka. Mamy jechać totalnymi bokami. Wszystkie zakamarki sprawdzone na mapach, więc wiemy, że wszędzie będzie przejezdnie. Jedziemy na Kalisz. Stamtąd już bokami na Brzeziny. Muszę przyznać, że nie jedzie mi się całkiem komfortowo. Sakwa ciężka, rowerem rzuca i trochę od początku bolą nogi. Ale deptamy, spokojnie na 22km/h. Nie ma się co spieszyć. Mamy czas. Pogodę mamy idealną. Nie ma wiatru, jest ciepło, ale nie gorąco. Z Brzezin lecimy na Złoczew. Wszystko bez jakichkolwiek problemów. Powoli połykamy kilometry. Kierujemy się na Radomsko. To pierwsze większe miasto, ale udaje nam się przez nie przelecieć bez większego problemu. Z Radomska znowu wracamy na boczne drogi. Przed Pińczowem łapie nas wieczór. O godzinie 22 jest tak zimno, że ubieramy wszystko co mamy. Licznik pokazuje 8 stopni. Całe szczęście mam wszystko. Czapka, rękawiczki, komin i nawet pokrowce na buty. Jest naprawdę mega zimno. W taki sposób dojeżdżamy do Buska Zdrój. Jest noc i dobrze, bo wpadamy na trasę krajową i musimy nią jechać ponad 40km, żeby przekroczyć Wisłę. Całe szczęście mamy bardzo szerokie pobocze, bo mimo nocy jest dużo tirów. Przekraczamy Wisłę i o 1 w nocy jesteśmy w Szczucinie. Na rynku robimy pauzę i wracając na boki jedziemy dalej. Od 200 kilometra jedzie mi się już super. Na jednej z pauz wypiłem kawę, zjadłem hotdoga i odpoczęliśmy. Nogi nie bolą i jedzie się bardzo, bardzo dobrze. Nocka też nie jest straszna gdy mamy ciepłe rzeczy. Nad ranem zaczynają się górki, na razie małe, ale podjazdy są już coraz częstsze. Gdy wstaje słońce jesteśmy w Pilźnie. No i niestety tutaj znowu musimy wpaść na trasę, a teraz ruch jest już masakryczny. Przejechaliśmy tylko poboczem i chodnikami jakieś 4 km i zaczęliśmy szukać innych boków. Jazda krajówką jest zbyt niebezpieczna. Swoją drogą zauważyłem, że tutaj nigdzie nie ma ścieżek rowerowych. Znaleźliśmy trasę i bokami ominęliśmy Jasło i Krosno. Teraz kierujemy się już na Sanok. Muszę przyznać, że zmęczenie daje się już we znaki. Mamy 420km w nogach, a góry coraz wyższe. Podjazdy są ciężkie i bardzo strome. Powoli dobijamy do Sanoka. Tutaj już pełno aut. Jest przed południem, więc środek dnia. Ciąg dalszy braku jakiejkolwiek infrastruktury rowerowej trwa. Miasto jest zawalone. Przebiegają tutaj dwie trasy, z czego jedna to droga do granicy z Ukrainą. Tir na tirze. Na chodnikach pełno ludzi. Zatrzymujemy się jeszcze na zakupy i przed nami ostatnie 35km. Niestety ledwo co wyjechaliśmy po za miasto. Skończył się chodnik. Zatrzymaliśmy się na przystanku i analizujemy. Ruch straszny, brak jakiegokolwiek pobocza i ścieżki. Honor nie pozwala nam odpuszczać, ale zdrowy rozsądek zwycięża. Bezpieczeństwo jest ważniejsze. Nie ma innej drogi z Sanoka do Soliny. Trzeba około 21 km przejechać do Uherców, a ta droga jest zbyt niebezpieczna. Z ciężkim sercem stwierdzamy, że dalsza droga nie ma sensu. Mamy swoje 500km na liczniku, więc cel osiągnięty. Niestety nie wjedziemy rowerami na zaporę w Solinie. Dzwonię po ojca, który jest w Solinie. Przyjeżdża po nas autem i końcówkę dobijamy już spokojnie w samochodzie. Jadąc ten "kawałek" i patrząc przez okno utwierdzamy się w swojej decyzji. Ruch jest olbrzymi i przejazd kosztowałby nas zbyt dużo. Nie warto ryzykować.
Tak więc kolejna bariera złamana. Mam 500km ciągłej jazdy rowerem bez snu. Trasa świetna mimo nie takiego finału jakiego oczekiwałem. Czuję się zadziwiająco dobrze i dziś rano bez problemów wstałem już o 6 na kawę. Jesteśmy w Bieszczadach i przyjechaliśmy tutaj rowerami, na koniec świata. Jest pięknie.
Kalisz © tomstar
Rodzinna miejscowość :) © tomstar
Kopalnia w Bełchatowie © tomstar
Pakiet przetrwania Baki © tomstar
Pauza na 180km © tomstar
Pauza na 220km © tomstar
Zachód słońca © tomstar
Pierwsza w nocy © tomstar
Na stacji na 411 km 5 rano © tomstar
Wschód słońca © tomstar
Giant w Bieszczadach © tomstar
Widoczek © tomstar
Droga, która nas zatrzymała © tomstar
Dystans © tomstar
Kategoria POWYŻEJ 500KM|, WYPRAWY|, Z BAKĄ|
- DST 103.38km
- Czas 04:09
- VAVG 24.91km/h
- VMAX 48.78km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 2173kcal
- Podjazdy 441m
- Sprzęt Giant Roam 2 Disc
- Aktywność Jazda na rowerze
Na dobicie stówa
Niedziela, 28 maja 2017 · dodano: 28.05.2017 | Komentarze 0
Na dziś mała stówka na rozjeżdżenie po wczorajszej dwusetce. Umówiłem się z Baka na 6 rano. Nie chciało mi się jak cholera, ale wstałem, uszykowałem się i wyszedłem. Godzina 6 Baki nie ma. Jadę więc i myślę, że najwyżej przejadę jakieś 50km i wrócę do domu. Ale jeszcze wykręcam żeby przejechać obok Baki i zobaczyć czy gdzieś go nie trafię. Był pod domem, jeszcze się szykował. Jedziemy więc na zaplanowana stówę. Dziś wiatr wieje dokładnie w przeciwną stronę niż wczoraj. Lecimy na Odolanów i bokami obok Ostrowa wracamy. Robimy tylko jedną pauzę w Odolanowie na śniadanie. Jedzie się zadziwiająco dobrze. Myślałem, że po wczorajszym 200km będę dziś zmęczony i będą boleć nogi, ale nic takiego się nie stało. Jechało się przyjemnie i o 10:30 jesteśmy już w domu.
Jedyna pauza w Odolanowie na parówe © tomstar
Kategoria POWYŻEJ 100KM|, Z BAKĄ|
- DST 205.90km
- Czas 08:10
- VAVG 25.21km/h
- VMAX 48.48km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 4282kcal
- Podjazdy 686m
- Sprzęt Giant Roam 2 Disc
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsze dzwieście w tym roku
Sobota, 27 maja 2017 · dodano: 27.05.2017 | Komentarze 0
Kolejny weekendowy wyjazd. Tym razem na 200 km. Umawiam się z Baką na 5 rano. Nie ma co marnować dnia, bo pogoda ma być super, dlatego chce szybko wrócić do domu. Trzeba wydłużyć dystans, bo 100km przychodzi mi już bez problemu, więc muszę sprawdzić się na 200km. Do wyjazdu zostało dwa tygodnie, więc formę trzeba szlifować. Lecimy do Powidza. Kierujemy się na Słupcę. Od rana dość chłodno. Musimy mieć długie bluzy, a i palce dość zmarzły. W Słupcy na stacji pijemy kawę i jemy parówę. Potem lecimy na Powidz. Tam odpoczywamy chwilę na plaży. Robi się już ciepło, więc ściągamy bluzy. Lecimy dalej kółeczkiem na Przybrodzin i potem na Kleczew. W Jutrosinie robimy dłuższą pauzę. W takim słońcu nie chce się deptać. Przez Licheń przelatujemy, a pauzę robimy dopiero w Starym Koninie. Tu też chwilę odpoczywamy. Potem po uzupełnieniu zapasu wody pojechaliśmy w stronę domu. Jeszcze musimy odbić z powrotem na Gizałki i potem już do domu.
Na stacji w Słupcy © tomstar
Powidz © tomstar
Rowerki w Powidzu © tomstar
W Jutrosinie © tomstar
Na rynku w Koninie © tomstar
Kategoria POWYŻEJ 200KM|, Z BAKĄ|
- DST 116.59km
- Czas 04:44
- VAVG 24.63km/h
- VMAX 50.74km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 2438kcal
- Podjazdy 538m
- Sprzęt Giant Roam 2 Disc
- Aktywność Jazda na rowerze
Tym razem wygrana walka z wiatrem
Niedziela, 21 maja 2017 · dodano: 21.05.2017 | Komentarze 0
Dzisiaj powtórka z rozrywki, tylko tym razem z Baką. Mieliśmy wykręcić coś więcej, ale niestety wiatr nie przestaje wiać, a nie mamy zamiaru dzisiaj się z nim męczyć. Wyznaczamy więc trasę na około 100 km. Wystarczy. Baka dziś prowadzi. Spotykamy się o 7 rano i lecimy na Grab. potem odbijamy na Pyzdry. Cały czas mamy pod wiatr, ale zadziwiająco dobrze się dziś jedzie. Nie jest on wcale tak mocno przeszkadzający. Teraz tylko trochę się pomęczymy, ale za to do domu będzie z wiatrem. W Pyzdrach robimy małą przerwę, a potem bokami, wzdłuż Warty do Krzykosów, żeby kawałek jadąc po trasie 11 wbić się z powrotem na boczne drogi w stronę Jarocina. Teraz mamy już wiatr albo z boku, albo z tyłu. Jest dobrze. Robi się jeszcze cieplej i spokojnie wracamy do domu.
Pauza w Pyzdrach © tomstar
Statuetka © tomstar
Standardowy selfik musi być © tomstar
Ścieżka z Jarocina © tomstar
Kategoria POWYŻEJ 100KM|, Z BAKĄ|
- DST 118.71km
- Czas 04:55
- VAVG 24.14km/h
- VMAX 41.77km/h
- Temperatura 10.0°C
- Kalorie 2433kcal
- Podjazdy 451m
- Sprzęt Giant Roam 2 Disc
- Aktywność Jazda na rowerze
Nowe zakamarki
Czwartek, 27 kwietnia 2017 · dodano: 27.04.2017 | Komentarze 0
Mam dwa dni urlopu przed długim weekendem. Pierwsze co zrobiłem to sprawdziłem pogodę na czwartek. Pierwszy i jedyny na razie dzień bez wiatru i deszczu. Nie ma co się zastanawiać. Od razu piszę do Baki czy ma wolne. Złożyło się super, bo też miał. Więc umawiamy się na 9 i lecimy. Oczywiście plan na stówę. Lecimy na Odolanów i Krotoszyn. Ze względu, że mamy środek tygodnia staramy się unikać główniejszych dróg. Dlatego z Odolanowa do Krotoszyna lecimy bokami, którymi jeszcze nie jeździliśmy. Dwa razy potrzebna była mapa, bo mimo, że to nasze tereny nie znamy tych bocznych dróg. Ale dobrze zrobiliśmy, bo tutaj spokój i bardzo ładne drogi. W Krotoszynie robimy sobie pauzę na obiad i lecimy do domu przez Dobrzycę. Muszę przyznać, że trochę się zmęczyłem. Mało wyjazdów w tym roku i nogi nie rozjeżdżone. Trzeba na ostro wziąć się za pedałowanie w maju.
Pauza w Raszkowie © tomstar
Pauza w Krotoszynie © tomstar
Kategoria POWYŻEJ 100KM|, Z BAKĄ|
- DST 104.27km
- Czas 04:21
- VAVG 23.97km/h
- VMAX 41.70km/h
- Temperatura 15.0°C
- Kalorie 2583kcal
- Podjazdy 976m
- Sprzęt Giant Roam 2 Disc
- Aktywność Jazda na rowerze
Spokojna stówa po okolicy
Niedziela, 26 marca 2017 · dodano: 26.03.2017 | Komentarze 0
Pogoda wyśmienita i nie mogło być inaczej żeby nie pojechać rowerem. Umówiłem się z Baką na mała stówę. Spotykamy się u mnie o 10.30 i lecimy. Dziś nawiguje Baka. Prowadzi bokami na Jarocin, Żerków i potem tak samo bokami do domu. Do Jarocina lecimy inaczej niż zwykle. Prowadzi tutaj świetna droga, która w ostatnim czasie została wyremontowana i zrobiono duży pas dla rowerów. Jechało się tam świetnie. Dziś na spokojnie, nie ma spiny. Wieje trochę wiatr, ale nie jest tak źle. Świeci piękne słońce, nie ma wcale chmur, jedzie się rewelacyjnie. Po drodze spotykamy wielu rowerzystów, którzy także wykorzystują dobrą pogodę. Muszę przyznać, że jestem trochę zmęczony, ale to dopiero mój trzeci wyjazd w tym roku, a już druga stówa. Trzeba się rozjeździć, bo mało czasu, a w czerwcu robimy atak na 500km.
Droga na Jarocin © tomstar
W Żerkowie na rynku © tomstar
Na pauzie © tomstar
Kategoria POWYŻEJ 100KM|, Z BAKĄ|