Info

avatar


Mam na imię Tomek vel tomstar opisuję tutaj moje duże, średnie i mniejsze wyjazdy rowerowe. Jeżeli chcesz mi potowarzyszyć zapraszam do lektury i komentarzy. Pochodzę z Pleszewa, nie za dużej miejscowości w Wielkopolsce niedaleko Kalisza i Jarocina. Jeżdżę przede wszystkim po asfalcie, a wyjazdy traktuję jako wycieczkę i przygodę. Towarzyszy mi mój Giant, a w trasy staram się wyjeżdżać z przyjaciółmi.


Przejechałem już: 59154.50 kilometrów
W tym w terenie: 604.00
Moja średnia prędkość: 26.13 km/h .
Więcej o mnie.

DODAJ WPIS
PROFIL
WYLOGUJ
KANAŁ RSS

WYSZUKAJ NA BLOGU TOMSTAR

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

WYPRAWY|

Dystans całkowity:4923.68 km (w terenie 80.00 km; 1.62%)
Czas w ruchu:211:31
Średnia prędkość:23.28 km/h
Maksymalna prędkość:56.49 km/h
Suma podjazdów:29016 m
Suma kalorii:118010 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:205.15 km i 8h 48m
Więcej statystyk
  • DST 178.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 07:45
  • VAVG 22.97km/h
  • VMAX 45.64km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 4580kcal
  • Podjazdy 1324m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100-V
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczyt Wielkopolski - Kobyla Góra 284 m n.p.m.

Środa, 14 sierpnia 2013 · dodano: 14.08.2013 | Komentarze 4

Zaczęło się źle, a potem było już tylko gorzej :) Ale może od początku. W planach na dziś był wyjazd na najwyższy szczyt Wielkopolski czyli Kobylą Górę. Budzik zadzwonił jak zawsze o 5.00. Zwlekałem się z łóżka około 40 minut :/ Strasznie ciężko szło mi dziś wybudzanie, chęci bardzo mało i jeszcze mniej siły. Ale zmusiłem się. Pogoda ładna, świeciło słońce i co jakiś czas pojawiały się chmury. Za to wiatr był straszny. W mieście jeszcze nie taki odczuwalny, ale po za miastem, na polach przeszkadzał bardzo mocno. Gdzieś do Odolanowa czyli 45km walczyłem ze sobą. Na zmianę wracałem i jechałem dalej, na całe szczęście wszystko odbywało się w mojej głowie, a nogi deptały bez przerwy i połykałem kolejne kilometry. W Odolanowie była ostatnia szansa na powrót bądź skrócenie trasy. Ale przemogłem się i pojechałem dalej. Wiatr, wiatr, wiatr i jeszcze raz wiatr odbierał chęci do życia i pedałowania. Walczyłem nie tylko z sobą ale i z nim. Momentami tak zwiewało z boku, że prawie podcinało mi rower. W taki to oto sposób dojechałem do Kobylej Góry. Tam już trochę lepiej, wyszło słońce, wiatr się trochę uspokoił i zrobiło się nawet przyjemnie. Czas zaatakować szczyt. Troszkę pobłądziłem po okolicy, bo nie miałem mapy, ale pytając ludzi o drogę w końcu trafiłem na Górę Krzyża. Zjazd okazał się łatwiejszy ponieważ pojechałem dobrze oznakowanym szlakiem rowerowym. Wykręciłem jeszcze nad jezioro, które objechałem dookoła. Potem odbiłem jeszcze do Ostrzeszowa żeby złapać jakiś hot-spot na rynku żeby załadować mapy. Coś mi telefon dziś nawalał i nie chciał złapać sieci. Z Ostrzeszowa już tą samą trasą do domu. Cała droga powrotna przebiegała pod znakiem walki z wiatrem, gdyby nie on pokusiłbym się nawet na zrobienie 200km, ponieważ dużo nie brakowało :) W końcu docieram do domu, zmęczony, ale w sumie zadowolony, że się nie poddałem i zrobiłem nowy rekord trasy, zdobyłem najwyższy szczyt Wielkopolski i wygrałem ze sobą :)


Ławeczka przemyśleń w Odolanowie :) © tomstar

Ciekawa reklama tartaku przy drodze © tomstar

Ryneczek w Kobylej Górze © tomstar

Gdzieś na szlaku w lesie © tomstar

W drodze na Górę Krzyża © tomstar

U stóp Góry © tomstar

Na szczycie Góry Krzyża 284 m n.p.m © tomstar

Pomnik millenijny © tomstar

Dzwon na szczycie © tomstar

Zdobyłem najwyższe wzniesienie Wielkopolski © tomstar

Wracamy na dół © tomstar

Jezioro w Kobylej Górze © tomstar

Jezioro w Kobylej Górze widok numer dwa © tomstar

Wzniesienia dookoła jeziora © tomstar

Wzniesienia dookoła jeziora widok 2 © tomstar

Rynek w Ostrzeszowie © tomstar

Kawałek baszty w Ostrzeszowie © tomstar

Święty Marcin w Odolanowie droga powrotna © tomstar

Ostatni odpoczynek w Raszkowie - zmęczony ale zadowolony © tomstar


  • DST 137.00km
  • Czas 05:31
  • VAVG 24.83km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 3763kcal
  • Podjazdy 503m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100-V
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Dolska, po Dolsku

Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 03.08.2013 | Komentarze 0

Ostatnio zauważyłem, że cały tydzień odliczam dni do soboty. Nie czekam na koniec tygodnia pracy, ale na poranek w sobotę kiedy to wyruszam na kolejną wyprawę :) Tym razem pobudka bez przygód, wstałem od razu na budzik o 5. Wszystko gotowe, dziś testy nowych rękawiczek i plecaka. Chyba powrócił pozytywny nastrój, bo od początku jechało się świetnie. Postanowiłem pojechać do Dolska, podobno mają tam ładne jezioro i plażę, trzeba to sprawdzić. Może wybiorę się tam jutro z rodzinką. Kurs obrałem przez Koźmin i Borek. Bardzo ładne, takie sympatyczne miasteczka. Parę kilometrów przed Dolskiem zaczęły się tereny "górzyste", same podjazdy i zjazdy. Ale w sumie jechało mi się tak przyjemnie, że do Dolska dojechałem praktycznie nie zmęczony. Znalazłem plażę (rzeczywiście ładna), posiedziałem tam trochę i zebrałem się w drogę powrotną. Żeby na mapie nie była prosta kreska tam i z powrotem postanowiłem w Borku odbić na Jarocin. W sumie dodałem tylko parę kilometrów do zakładanych 120. Chwila odpoczynku w Jarocinie, z którego szybko uciekłem, bo ruch niesamowity. Zjechałem na boczne trasy i już spokojnie kierowałem się do domu.


Czas na żniwa, pole pod Koźminem © tomstar

Na rynku w Koźmienie © tomstar

Fontanna w parku w Koźminie © tomstar

Rynek w Borku © tomstar

Standardowa kawa na stacji © tomstar

Panorama Dolska © tomstar

Podobno Dolsk słynie z hodowli kóz i róż © tomstar

Rynek w Dolsku © tomstar

Plaża w Dolsku © tomstar

Odpoczywamy © tomstar

Rynek w Jarocinie © tomstar

Ostatni odpoczynek w Dobrzycy © tomstar


  • DST 151.66km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:13
  • VAVG 24.40km/h
  • VMAX 46.84km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 4109kcal
  • Podjazdy 578m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100-V
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opuszczamy Wielkopolskę czyli wyprawa Milicz

Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 27.07.2013 | Komentarze 0

Przyszedł czas na kolejny dłuższy wypad. Po długich analizach odłożyłem na później wyjazd do Lichenia (140km w obie strony), a zdecydowałem się na Milicz, który chciałem odwiedzić w terminie późniejszym. Dzień nie zaczął się dobrze, bo nie obudził mnie rano budzik, zamiast wstać o 5 i wyjechać o 6, obudziłem się o godzinie 7. Byłem trochę na siebie zły i planowałem już skrócenie trasy. Szybko się zebrałem i pojechałem. Na niebie same chmury, z zapowiadanej gorącej soboty szykował się pochmurny dzień. W sumie to dobrze, bo ciężko jechałoby się w pełnym słońcu. Na początku czułem się średnio, nie mogłem złapać rytmu. Dopiero po kawie i hot-dogu na stacji w Koźminie poczułem się lepiej i jazda sprawiała mi przyjemność. W międzyczasie rozpogodziło się i temperatura szybowała szybko do góry. Byłem na to przygotowany mając ze sobą ponad 3 litry wody. Kierowałem się na Jutrosin i stamtąd do Milicza. Zaliczyłem trochę terenu chcąc ominąć główne drogi. Opuściłem województwo Wielkopolskie i zawitałem do Dolnośląskiego. W Miliczu byłem tylko małą chwilę i szykowałem się w drogę powrotną przez Krotoszyn. Droga z Milicza do Krotoszyna wykończyła mnie masakrycznie. Do przejechania miałem tam tylko 20km, ale cały czas same podjazdy i to na głównej drodze, więc samochody mijały mnie co chwila. Dojechałem do Krotoszyna i tam zastanawiałem się nad skróceniem trasy, ale w końcu zebrałem się w sobie i ruszyłem z góry zaplanowaną drogą. Słońce paliło niemiłosiernie, bardzo szybko skończyła się woda. Musiałem dojechać do Raszkowa, tam zaatakowałem pierwszy lepszy sklep. Dwie duże wody z lodówki poszły na raz, trzecia powędrowała do bidonu. To był ostatni postój i ostatnie 25km do domu. Przyznam, że trasa bardzo fajna, jechało się przyjemnie, ale podróż w tych temperaturach to samobójstwo. Do domu wróciłem cały mokry i wykończony. Na całe szczęście od razu mogłem wskoczyć do baseniku i się trochę ochłodzić. Jestem z siebie bardzo zadowolony, że dałem rade :) W tym miesiącu zrobiłem planowany 1000km, a mam jeszcze przed sobą dwa wyjazdy w lipcu :)


Park w Koźminie, w poszukiwaniu stacji © tomstar

Kawa na obudzenie © tomstar

Mały ryneczek w Kobylinie © tomstar

Piękna droga do Jutrosina © tomstar

W Smolicach trafiłem na piękny park i pałacyk © tomstar

Park w Smolicach © tomstar

Zalew w Jutrosinie © tomstar

Liczyłem na plaże, ale żadnej nie znalazłem © tomstar

Rynek w Jutrosinie © tomstar

Leśna droga do Milicza © tomstar

Kościół w Miliczu © tomstar

Witaj Wielkopolsko © tomstar

Żegnaj Dolny Śląsku :) © tomstar

Rynek w Zdunach © tomstar

Mały odpoczynek w Zdunach, były nawet lody :) © tomstar

Park w Krotoszynie © tomstar

Ostatni postój w Raszkowie © tomstar


  • DST 160.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:19
  • VAVG 25.33km/h
  • VMAX 37.10km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 4466kcal
  • Podjazdy 1072m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100-V
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Jezioro Powidzkie w deszczu

Sobota, 13 lipca 2013 · dodano: 13.07.2013 | Komentarze 3

Z zamiarem wybrania się w taką trasę nosiłem się już od dawna. Zmawialiśmy się z kumplami, ale jakoś nie mogliśmy zgrać terminów. Ciągle komuś coś wypadało. Dlatego postanowiłem pojechać sam. Pogoda od czwartku się popsuła i cały wyjazd wisiał na włosku. Ale postanowiłem pojechać bez względu na warunki (no chyba żeby było jakieś oberwanie chmury). Wstaję rano, na szczęście w miarę ładnie. Nie zbyt mocny wiatr i bez deszczu, chmury wiszą, ale nie pada. A więc jadę. Po drodze mała mżawka, która niestety po 25km przerodziła się w dość mocny deszcz. Zatrzymuję się na przystanku autobusowym i myślę co robić dalej. Planowałem zrobić dziś dużo kilometrów i czułbym się dziwnie gdybym teraz zawrócił. Postanowiłem dojechać do Zagórowa i z tamtąd najwyżej wrócić, wyszłoby wtedy około 80km. Po drodze przestało padać i puściłem się dalej do Słupcy. Tam nadal bez deszczu, więc mówię sobie, że robię trasę taką jak zaplanowałem. Niestety w Giewartowie dopada mnie najmocniejszy deszcz na całej trasie, tylko, że teraz już nie ma odwrotu, bo jestem idealnie w połowie drogi. Zatrzymuje się w małej chatce pod dachem i przeczekuje deszcz. Cały mokry jadę dalej, bo teraz to już bez różnicy. Po drodze ciuchy wyschły i mogę z lepszym trochę humorem jechać do Przybrodzina i Powidza. Aż do domu już nie pada, czasem pojawia się tylko lekka mżawka, ale w porównaniu z wcześniejszym deszczem to mały pikuś. Po drodze kilka przystanków, kawka i hot-dog na stacji. Cieszę się, że nie zawróciłem i dopiąłem swego. Było to dla mnie nie lada wyzwanie nie tylko ze względu na kilometry, ale także na warunki. Jestem bardzo zadowolony i teraz czas na odpoczynek i piwko :)


Droga z Gizałek do Zagórowa © tomstar

Droga do zagórowa w deszczu © tomstar

Przystanek przemyśleń: "jechać dalej czy wracać?" :) © tomstar

Rzeka Warta © tomstar

Gorąca kawka na stacji w Lądku © tomstar

Przemoczona Merida © tomstar

Przejazd na autostradą A2 © tomstar

I Meridka nad autostradą © tomstar

Zabytkowy kościół w Słupcy © tomstar

Przemoczony tomstar na przymusowym odpoczynku © tomstar

W Giewartowie w deszczu © tomstar

Plaża w Kosewie © tomstar

Droga polna pomiędzy Kosewem a Przybrodzinem © tomstar

Przystanek kolejki wąskotorowej na plaży w Przybrodzinie © tomstar

Plaża w Przybrodzinie © tomstar

Plaża w Powidzu © tomstar

Cel podróży: Powidz © tomstar

Na plaży w Powidzu © tomstar

Ostatni przystanek na stacji w Gizałkach i już tylko 20km do domu © tomstar